12 sie 2013

Prawdziwa historia jednego porodu

Opisana poniżej historia przydarzyła się mojej córce.

 

Miałam już dwie starsze córki – 6 lat i 3 latka.

Ta ciąża, to była 3 z kolei. Od początku czułam się inaczej i pomyślałam, że tym razem pewnie będzie chłopak ;) a potem przyszło mi do głowy: a może to będą bliźnięta? Zawsze marzyłam o posiadaniu takiej pary :)

Pierwsza wizyta u lekarza, około 10-11 tydzień. No i USG potwierdzające, że to ciąża. Niby wszystko ok., ale okazało się, że mam krwiaka. Tabletki i za 2 tygodnie kontrola. Po 2 tygodniach USG, krwiaka nie ma – ciąża ok.   :-) dzidzia rośnie.

A ja dalej czuję się dziwnie. Nawet na allegro zaczęłam oglądać wózki podwójne.

Kolejna wizyta była umówiona na początek stycznia 2007 roku. Dwa dni przed Wigilią poczułam pierwsze ruchy   :-) i tutaj szok: rusza się coś w jednym boku i coś w drugim. Pomyślałam znowu – może to bliźniaki ( hehehe ), ale przecież 2 razy miałam robione USG i ciąża pojedyncza.

Nie dawało mi to jednak spokoju i jeszcze przed Sylwestrem wylądowałam w gabinecie mojego lekarza prowadzącego. Zdziwił się i przestraszył, czy coś się stało. Więc mówię mu: panie doktorze, ja to chyba mam bliźniaki, bo mi się dziwnie dziecko rusza. A on: ależ skąd, Pani Ewo, robiliśmy USG. Ale proszę na fotel. Przedtem na wagę – i tutaj muszę powiedzieć, że przez Święta strasznie urósł mi brzuch, już nawet moja Mama mi mówiła: dziecko nie jedz tyle tych makówek, bo strasznie przytyłaś hihihihi.

Badanie ok., proszę na kozetkę. Kładę się, lekarz przykłada głowicę do brzucha…………i… (był to około 16 tydzień ciąży)………..SZOK! Są bliźniaki   :-) ja się na przemian śmiałam i płakałam (ze szczęścia oczywiście). A lekarz mówi: to jest niemożliwe, były robione 2 badania USG,… proszę pokazać mi zdjęcia….no tak tu ten krwiak był, może drugi człowieczek się schował gdzieś…. I dalej mówi fachowym językiem: to najlepszy rodzaj ciąży: DWUKOSMÓWKOWA – DWUOWODNIOWA. Czy któraś z Was wiedziałaby o czym on mówi?? Potem się okazało, że każda dzidzia ma swoje łożysko i nie podbierają sobie nawzajem jedzonka. Oczywiście, ciąża bliźniacza – ciąża podwójnego ryzyka, to od razu dostałam tabletki na podtrzymanie (fenoterol) i osłonowo na serce (ispotin) i tak kilka razy na dobę ( alarmy poustawiane w telefonie ) do końca ciąży.

Od początku lutego wylądowałam na L4, z racji ciąży bliźniaczej. Czułam się dobrze, dzieciaczki rosły, wszystko było ok. Przy którymś badaniu okazało się, że jedna dzidzia to dziewczynka, a druga obróciła się pupcią   :-) młodsza córka w przedszkolu chwaliła się, że będzie miała braciszka – Mateuszka   :-) Ale potem okazało się, że ta druga to też dziewczynka. Dla mnie najważniejsze było to, że rosną i rozwijają się prawidłowo   :-) Mąż też cały czas mówił: żebyś tylko donosiła i żeby wszystko było ok.

Na ostatniej wizycie (początkiem maja) lekarz powiedział, żebym 18 maja ( był to 37 tydzień ciąży) odstawiła fenoterol. No to odstawiłam. 20 maja (w niedzielę) poczułam pierwsze skurcze. Koło 17.00 nasiliły się, więc uznałam, że trzeba pojechać do szpitala. Akurat dyżur miał mój lekarz prowadzący. Zbadał mnie, powiedział, że rozwarcie na około 2-3 palce. Skurcze co 15 minut. Ale z racji tego, że porodówka jest w remoncie, a ja mam ciążę bliźniaczą – mam jechać do Mikołowa albo do Tychów – bo to jakieś tam kliniki (pseudo – jak dla mnie). Pojechaliśmy do Mikołowa. Szpital elegancki, obsługa też niczego sobie. Ale tutaj kolejny szok (pierwszy, że nie przyjmą mnie w naszym szpitalu, bo remont) – mogą mnie zostawić, mogę urodzić, ale poniekąd na swoją odpowiedzialność. Bo przy porodzie nie miał uczestniczyć żaden lekarz pediatra. Dopiero jakbym urodziła i by się okazało, że z dzieciaczkami coś jest nie tak, to by go wzywali. Powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam. Bo do tej pory wszystko było w porządku, ale wiadomo – przy porodzie różne rzeczy mogą się wydarzyć. Podziękowałam i powiedziałam, że pojadę do Tychów. Skurcze się nasiliły i teraz pojawiały się co jakieś 5 minut. W drodze do Tychów, zadzwoniłam jeszcze do szpitala w Bielsku. Tam mi od razu przez telefon powiedzieli: nie przyjmiemy, bo strajkujemy! Czy to nie jakiś żart? – pomyślałam sobie. Mąż wiózł mnie do Tychów.

Idąc na Izbę Przyjęć po policzkach spływały mi łzy: ja tylko chciałam urodzić szczęśliwie moje córeczki. Pani pielęgniarka miła kobieta. Przyjęła mnie, powypisywała co trzeba i skierowała na oddział. Tam położyli mnie na porodówkę. Ależ byłam szczęśliwa – za jakiś moment pewnie urodzę moje dzieci   :-) I tu kolejny SZOK – przyszedł lekarz ( a może jakaś położna – już z tego wszystkiego nie pamiętam ) – podłączyli mi kroplówkę. Ja święcie przekonana, że to może oxytocyna (ja głupia), a tu się okazuje, że to kroplówka na ZATRZYMANIE AKCJI PORODOWEJ!!! Dlaczego? – pytam. A na to słyszę odpowiedź: bo jest wieczór ( było coś między 21.30 a 22.00 ), Pani nie jest naszą pacjentką i nie mamy teraz czasu żeby się panią zająć. MASAKRA!!!

Leżałam i płakałam. Skurcze się uspokoiły, a ja wręcz przeciwnie. Rano przewieźli mnie na salę. W między czasie mąż dowiedział się (znajomy znajomego – wiecie jak to czasami bywa), że ktoś poleca szpital w Mysłowicach. Więc jak koło 9.00 przyjechał po mnie mąż i chciałam się wypisać na własne żądanie – to się zdziwili, przecież teraz mieli czas i mogli się mną zająć. Jednak pojechaliśmy do Mysłowic. Szpital taki sobie, ale zbadali – przyjęli. Położyli na II piętrze. Gorąco nie do wytrzymania, jak położyłam się na łóżku to wpadłam w środek materaca i za każdym razem miałam problem, żeby się stamtąd wydostać. A brzuch miałam na serio sporych rozmiarów. Chodziłam na boso, nogi miałam spuchnięte jak balony – dosłownie. Ordynator – nie przypadł mi do gustu. 2 albo nawet 3 razy miałam z nim starcie.

Ale do rzeczy. W szpitalu tym znalazłam się w poniedziałek, 21 maja 2007 roku. Skurcze ( po nocnej kroplówce ) znikome. USG zrobione – wszystko ok., poród naturalny – czekamy na akcję porodową. Koło środy już tak mnie wszystko bolało, że za każdym razem będąc pod prysznicem normalnie wyłam – chciałam tylko szczęśliwie urodzić!!! Czy to aż tak dużo? W XXI wieku? Gdzie to niby wszędzie Szpital Przyjazny Dziecku? Guzik prawda! Ja takiego nie spotkałam!

A lekarze czekali, niby badali, niby wszystko pod kontrolą, ale czekali……. Nie wiem na co, a może wiem? A żeby było śmieszniej, wieczorem ( z piątku na sobotę ) dostałam fenoterol, żebym tak przypadkiem nie zaczęła rodzić – oczywiście nie zażyłam tego leku. Rano  nie omieszkałam powiedzieć o tym ordynatorowi!

Sobota, 26 maja 2007 rok (Dzień Matki), godzina 9.00 rano, 38 tydzień ciąży. Prowadzą mnie na parter ( a może na I piętro ) na salę porodową. Podłączyli kroplówkę i monitoring KTG. Julka ( ta z lewej strony) tętno OK.:) Oliwka (strasznie „rozrabiała” w brzuchu do samego końca) – tętno słabnie :cry:  nie jest dobrze. Wezwali anestezjologa – bo może będzie trzeba wykonać cesarkę. Lekarz KOSZMARNY, opryskliwy i niesympatyczny. Zrobił wywiad, coś tam zbadał, pomarudził i powiedział, że zobaczymy jak to będzie ze znieczuleniem miejscowym (takie chciałam).

Pielęgniarka musiała założyć cewnik. To było dopiero koszmarne :cry:  trwało to chyba ze 20 minut, bolało jak diabli. Ale czego człowiek nie zrobi dla swoich dzieci.

W końcu mąż zostaje na korytarzu, a mnie wiozą na salę operacyjną. Tam dostaję znieczulenie do kręgosłupa i już od pasa w dół nie czuję nic. Postawili mi parawan, dali maskę z tlenem i cała asysta (2 lekarzy ginekologów i ileś położnych) zebrała się przy moim brzuchu. Czułam tylko jak ciepło spływa mi po rękach (krew z płynami). Potem wyjęli dziecko nr 1 – to była moja Julka – pokazali mi ją – cudna i płakała :-?  Ważyła 3.400 kg J Potem mieli trochę problemów z dzieckiem nr 2. Po 5 minutach jest – Oliwka – pokazali – sina, cała w mazi i nie płacze :-?  po chwili jednak słyszę – cudowny dźwięk dla uszu matki – płacze ;-)  Waga – 3.520 kg – prawdziwe smoki te moje córeczki  :lol:



Małymi zajęły się położne, a mną lekarze. W końcu wylądowałam na sali poporodowej. Dziewczynki przywieźli w przeszklonym łóżeczku na kółkach – dwa śliczne Aniołki. Mąż zrobił zdjęcia, nagrał filmik dla czekających w domu domowników. Małe zabrały pielęgniarki, ja przez 24 godziny musiałam leżeć nieruchomo. Nie mogłam nawet podnieść głowy.

Niedziela, 27 maja, gdzieś koło 13.00 mieli mnie odłączyć i niby mogłam wstać. Ale coś musieli mi jeszcze zaaplikować i moje leżenie wydłużyło się :-x  Wstałam coś między 14.30 a 15.00. Przyjechała prawie moja Mama z Siostrą i to Siostra pomogła mi wstać. Zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie wzięłam lekki prysznic. Szybko wróciłam do łóżka bo wszystko mnie bolało. Myślałam, że teraz może być już tylko lepiej – urodziłam, dziewczynki zdrowe :roll:

A tutaj napotkałam jakże „uprzejme” pielęgniarki :-?  o 18.00 przyniosły mi dziewczynki i zostawiły. Na moje pytanie, czy mogą je jeszcze zostawić u siebie (wszystko mnie bolało, nogi miałam nadal spuchnięte) – usłyszałam: przecież to Pani dzieci!!! No tak, przecież racja. Jak małe płakały w nocy, to ja z nimi. Bo długo trwało zanim podniosłam się z łóżka i poszłam prosić o mleko dla nich. I tutaj informacja: w 2002 roku przeszłam rozległą operację piersi i nie mogłam karmić, stosowne zaświadczenie miałam od swojego lekarza prowadzącego. Pielęgniarki oczywiście komentować musiały, ale już mi było wszystko jedno. Może nie tak do końca, bo musiałam się prosić o każdą butelkę mleka. Prosiłam lekarza, żeby przepisał mi coś na obolałe i spuchnięte nogi – a on powiedział, że to przejdzie, że mam leżeć z nogami do góry. Ha ha ha – mając dwoje małych dzieci, zdana w szpitalu na siebie – jak tego miałam dokonać??? Przez telefon prosiłam swojego lekarza rodzinnego o tabletki – przepisał, mąż pojechał, odebrał recepty – wykupił.

30 maja 2007 roku mogłam opuścić szpital ze swoimi Aniołkami. Przyjechał po mnie mój mąż i moja siostra.

Dzisiaj Julka i Oliwka mają po 6 lat. Są cudowne   :-? zresztą moje starsze córki: Kasia – lat 13 i Aga – lat 10 też są cudowne. To cztery najważniejsze i największe SKARBY w moim życiu  :-D

Na całe szczęście cała ta historia skończyła się dobrze, zarówno dla mnie, jak i dla bliźniaczek. A mogło być zupełnie inaczej……….. Ale nie ma co gdybać. Mam szczęście!!!! Mam 4 wielkie szczęścia!!!

 

120 komentarzy:

  1. SZOK!!!
    Przeczytałam całą historię z zapartym tchem i nadal jestem w szoku i pod wrażeniem!!! To przydarzyło się Twojej Córce? Masakra jakaś! Przecież to jest trauma na długo, jeśli nie do końca.
    Jak można tak potraktować kobietę w tak zaawansowanej ciąży? A na dodatek ciąży bliźniaczej?! W głowie się nie mieści.
    Słyszałam różne historie z sali porodowej, ale czegoś takiego jeszcze nie.

    Całe szczęście, że wszystko skończyło się dobrze:) dziewczynki faktycznie olbrzymki i ślicznotki :)

    Mam nadzieję, że córka chociaż w małym stopniu zapomniała o tamtych przeżyciach. Na pewno cieszy się urokiem macierzyństwa :) jakże liczną i wspaniałą gromadką :)

    Serdecznie pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz przez podobne problemy przeszłam z ciążą w dużo wcześniejszych latach.
    A przecież teraz mamy XXI wiek i takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, a jednak...
    Czyli wiele się w naszej "służbie" nie zmieniło.
    Całe szczęście, że wszystko się szczęśliwie skończyło (domyślam się - dla córki).
    Urodziły się piękne i zdrowe Panieneczki.
    A kobieta tak jak sama piszę - "To puch marny".
    Jakie my kobiety musimy być faktycznie silne, ile znosimy bólu i cierpienia, by móc się Szczęściem cieszyć przez całe życie.
    Rosną piękne Panienki i to jest najważniejsze.
    Bądźcie Wszyscy szczęśliwi.
    Miłego dnia życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mamy XXI wiek a takie historie się zdarzają. Przeżyła to moja córka. Do dziś jak przypomnę sobie o ty wydarzeniu , to ciarki mi przechodzą po pleckach. Dobrze,że się dobrze skończyło, a mogło być tak jak z bliźniaczkami z OPOLA.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta historia dotyczy mojej córki. Jak sobie przypomnę jaki horror wtedy przeżywaliśmy? Najgorsze jest to, że tak dzieje się dalej.Chociażby przykład porodu bliźniaczek z OPOLA. Ile kobieta musi znieść poniżenia, bólu i strachu. Lekarze, pielęgniarki są nieczuli. Traktują rodzącą i jej dzieci jak przedmiot.Tak jak mówisz za naszych czasów też tak było. Czy to się kiedyś zmieni?
    Pozdrawiam i miłego dnia życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~babcia Elżbieta13 sierpnia 2013 08:09

    Dzisiaj jestem już babcią, ale kiedy rodziłam swoje dzieci, mój brat lekarz powiedział mi tak: – Idziesz walczyć, pamiętaj, że nikt nie poda ci szklanki wody, musisz być na to przygotowana!
    Zabrzmiało to strasznie, ale się spełniło. Nikt nie miał prawa przyjść do kobiety po porodzie, nie mówiąc już o asystowaniu w czasie rodzenia. Z mężem widywałam się przez okno, a ponieważ leżałam na trzecim piętrze, słabo się widzieliśmy. Do domu wypisywano po 3, 4 lub 5 dniach. Nie wiem od czego to zależało; może kiedy wyszczepiono noworodka? To były trudne czasy dla rodzących. Walczyły o siebie i dziecko same. Mówię o latach 70 -tych. Pozdrawiam cztery dziewczynki i ich mamusię. To z całą pewnością urocza gromadka:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tez rodziłam w latach 70-tych. Ciężkie to były czasy. Miałam nadzieję, że chociaż moje dzieci będą traktowane inaczej. Niestety, pomyliłam się. To co przeżywałam wraz z córką - to było okropne - jak sobie przypomnę ten strach.Nie dość, że bałam się o nią , to jeszcze o te nienarodzone maluchy.Ile jest takich przypadków, że dzieci rodzą się z niedotlenieniem mózgu. Jak niewiele brakowało? Na szczęście skończyło się dobrze. Sześciolatki są wspaniałymi, mądrymi dziewczynkami.Pozostała dwójka również. Teraz obserwując przypadek bliźniaczek z Opola postanowiłam podzielić się moimi przeżyciami. Pozdrowienia przekażę- dziękuję i również pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aż się poryczałam, czytając tą historie, ze wzruszenia i cieszę się, że dobrze się zakończyła.Przeżywaliśmy właśnie urodziny naszych córek- wszystko mi się przypomniało, ale to wyjątkowa sytuacja. Pamiętam, jak poszłam do porodu nad ranem, a pani połozna odesłała mnie do domu, bo nie chciało się jej mnie przyjąć, ponieważ kończyła swój dyżur! wróciłam do domu, przeryczałam na łóżku do popołudnia i znów- do szpitala. urodziłam dziecko wieczorem.Masz rację, jest XXI w. i nie zmienia się nic.

    OdpowiedzUsuń
  8. Opisana historia jest przerażająca. Nie rozumiem wogóle jak lekarze mogą strajkować i nie przyjąć pacjentki do porodu. To się nie mieści w głowie. A ta kroplówka na zatrzymanie bóli porodowych? Jak można narażać matkę na taki stres.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podejrzewam,że każda z nas ma takie niemiłe wspomnienia. I niestety aż trudno uwierzyć, że nic się nie zmienia , a tyle się mówi o przyjaznych szpitalach dla matki i dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dla mnie ta cała sytuacja była chora. Ja tez nie mogłam pojąć jak w ten sposób można postępować, narażając matkę i dzieci na niebezpieczeństwo. Na szczęście skończyło się szczęśliwie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Dawno tak się nie zryczałam czytając czyjąś historię... Najpierw się popłakałam ze wzruszania, że mama wyczuła ciąże bliźniaczą, potem płakałam i śmiałam się razem z Tobą, jak lekarz potwierdził, że faktycznie będą bliźniaki, a później płakałam, że tak się kotłowałaś między szpitalami, bo żyjemy chorym kraju, a później ryczałam już ze szczęścia, że wszystko się udało i na świat przyszły dwie śliczne, piękne i wcale niemałe istotki!

    Pozdrawiam serdecznie
    (zaglądam tu czasem z bloga Parafki)
    Talka.

    OdpowiedzUsuń
  12. P.S
    wiem, wiem, że to historia córki. Komentarz odruchem "do córki" zwrócony :)

    Pozdrawiam jeszcze raz:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ta historia jest tak opisana jakby dotyczyła mnie. Ale kto mnie odwiedzał już wcześniej wiedział,że ja mam dorosłe dzieci.Wtedy razem z córką przeżywaliśmy wszyscy horror. Bałam się bardzo, by to nie skończyło się źle dla niej i dla maluchów. Niestety widzę, że w kwestii porodów niewiele się zmieniło. Odwiedzałam ostatnio blog położnej i ona twierdzi,że teraz to standard rozwiązywanie ciąż bliźniaczych przez cesarskie cięcie. Jakoś nie sprawdziło się to w Opolu.Ja pamiętam jak dziś ja my prosiliśmy lekarzy o CC lecz oni byli nieubłagani. Dopiero , gdy zanikało tętno zdecydowali się na nią. Nie życzę nikomu takich przeżyć. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeśli nie mieli w tym czasie lekarza odpowiedzialnego za poród to chyba raczej postąpili najlepiej jak mogli podając leki na opóźnienie porodu. Często zdarza się żeby nogi puchły w czasie ciąży i po porodzie, jest to zupełnie normalne i mija samoistnie więc po co lekarz miał faszerować Cię lekami ? Zgadując gdyby Ci przepisał miałabyś problem o to. A pro po pielęgniarek, mają inne, ważniejsze sprawy na głowie niż porąbane pytanie matki. Nie uważasz ? No oczywiście że nie bo każdy potrafi narzekać, na brak profesjonalizmu itp. I zawsze, i najgłośniej odbija się to na personelu szpitalnym. Gdybyście wy, nieskazitelni obywatele myśleli podczas wyborów to nie byłoby takich problemów ze szpitalami etc. Ale narzekać każdy potrafi, a co do przyznania się do swoich błędów już nie koniecznie .! Poleci fala oburzenia na moją osobę, i moje zdanie.? Nie zdziwi mnie to, bo zapewne banda matek polek tak się zjednoczy że zapomną o swoich dzieciach !!! Naprawdę, POMYŚLMY NA POCZĄTEK O SOBIE, LEKARZE CZY PIELĘGNIARKI NIE MAJĄ ŁATWIEJ PRACY, A NAJGORSZE JEST TO ŻE CZĘSTO TRAFIĄ SIĘ PACJENCI KTÓRZY NAWET NIE PODZIĘKUJE BO CZUJĄ SIĘ OBURZENIE ZA BRAK PROFESJONALIZMU Z ICH STRONY. ALE PRZED KOLEJNYM TAKIM OSĄDEM NAJPIERW SPÓJRZCIE NA SIEBIE ... Matki polki haha D:

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja właśnie jestem w 23 t.c bliźniaczej, i jeśli chodzi o szpital w Mikołowie to gdy w nim wylądowałam w 9 t.c od razu poinformowano mnie, że u nich na pewno rodzić nie będę bo bliźniaków tam nie przyjmują. Mam do wyboru Ligotę, Bytom i Rudę Śląską. Z tymi szpitalami to jest jedna wielka masakra!! Ja sobie nie wyobrażam mojego porodu..
    Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze dla Ciebie i dla córeczek.

    OdpowiedzUsuń
  16. Szok!!!! Ileż szczęścia miałaś! Gratulacje, że Ci się udało i dziewczynki są zdrowe, ja rodziłam w Anglii 3 lata temu i choć bałam się strasznie, to dziś - szczególnie czytając takie historie jak Twoja - dziękuję Losowi, że dane mi było właśnie tutaj urodzić. Nie do pomyślenia, co w tej Polsce się dzieje:/ Dopiero jak się pozna standardy w innych krajach, to widać to jak na dłoni:/

    OdpowiedzUsuń
  17. rozmnażając się skazałaś tysiące ZWIERZĄT na zagładę!!!a świat jest przeludniony!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Straszne przeżycie, a powinno być piękne..
    Ja dowiedziałam się o mojej ciąży bliźniaczej w 6 tygodniu. Od razu wiedziałam że będą dziewczynki i koniec ( a CAŁA rodzina mówiła: parka, parka:) )
    24 grudnia 1996 ok 20.00 dziewczynkom zachciało się wyjść na świat ( termin miałam na 9 stycznia ). USG - położenie główkowe, poród naturalny. Zapomniała wziąć ze sobą wodę, pielęgniarki nie miały mineralnej, to gotowały mi w czajniku i studziły, żeby była chłodniejsza.
    25 grudnia ok 7.30 nowa zmiana lekarzy, pani doktor proponuje CC. Po tych 12 godz zgodziłam się bardzo chętnie:) Okazało się, że słusznie. Mam wadę miednicy uniemożliwiającą poród naturalny, jakby dodatkową kość, niewykrywalną przy badaniu czy usg - tylko rentgen by to wykrył. Pani doktor śmiała się, że ona też tak ma i wcale nie jest to tak rzadkie. Mąż cały czas przy mnie.
    Na sali operacyjnej mąż stał w otwartych drzwiach i miał dobry widok na całe przedstawienie:) 8.08 i 8.10 córeczki były już na świecie całe i zdrowe. Mężowi pielęgniarki mówią: no, proszę pomóc żonę przełożyć na wózek:) Dziewczynki na oddział a ja na pooperacyjną. Razem z mężem:)
    Ja na kroplówce to nie głodna, ale mąż od wigilijnej kolacji nic nie jadł. ( Ja już kolacji nie zjadłam bo wody mi odeszły przed siadaniem do stołu:) Mąż coś złapał czekając na transport:) ) To pielęgniarki zabrały go do swojego pokoju i nakarmiły:)
    Dobrze trafiłam.... :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ja jestem z Opola i swojego synka rodziłam właśnie tam przy słynnym ordynatorze :/ teraz w poniedziałek mam cc z córcią Zosia ale już rodzę w Krynicy u teściów :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Mieszkam w USA od 15 lat.Syna rodziłam w Polsce,więc wiem jak wygląda to w rzeczywistości.Gdy przyjmował mnie lekarz na porodówkę to się pytał pielęgniarki dlaczego krwawię,a ja już wtedy miałam rozwarcie na 6 palców.Dobrze ze w miarę rozgarnięta położna która po mnie przyszła popatrzyła i od razu ,ze sprawdzi jakie jest rozwarcie,po czym natychmiast do porodu i po45 minutach powitałam synka o 24.55.rano już o 6 kazały mi wstać,a ja fik a pielęgniarki jaka słabiutka ,śmichy ,doga duszki itp. Drugie moje podwójne tym razem szczęście rodziłam w USA.Nie ma porównania jaka obsługa pielęgniarska,mili lekarze,spokój cisza.Po pierwszej wizycie u lekarza byłam dopiero badana w 7 miesiącu,oprócz niedogodności ciążowych nic się nie działo,nikt mnie nie straszył ,ze ciąża bliźniacza do końca chodziłam ,nie musiałam leżeć tak jak w Polsce co dwa tygodnie badanie i L4 bo rozwarcie na 3 palce. Z bliźniaczkami od 6 miesiąca chodziłam z ujściem rozwartym na 4 palce i to nie był problem,sprawdzano tylko czy nie jest im ciasno i czy ciśnienie nie rośnie.3 tygodnie przed wyznaczona datą porodu podskoczyło mi na 130/90 i od razu lekarz na porodówkę ,epid ural(bez tego nie rodzi żadna kobieta) i o 10.34 pojawiła się Patrycja a Edytka o 11.00. Jeszcze nadmienię ze urodziłam siłami natury bez żadnego nacięcia krocza jakie mi zafundowali przy porodzie syna na 6 cm.Jednym słowem o kulturze w naszych polskich szpitalach można epopeje napisać.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Witam. Ja tez mam kilka nie milych wspomnien z porodu ze szpitala wojewodzkiego w Bielku-Bialej. U mnie zaczely sie skurcze w nocy i przyjechalam z mezem na porodowke i polozyli mnie ale po kilku godzinach dopiero przebili pecherzyk i wody plodowe wyplynely ale byly juz zielone czego nie powinno byc i zaczal sie straszny bol,oczywiscie tylko maz obserwowal ktg i tetno dziecka, a nie polozna czy lekarz, Dopiero jak tetno spadalo szybko kazali mi isc na naogach na sale operacyjna,bo cesarskie ciecie,meza nie wspuscili-chamy, Synek urodzil sie zdrowy 3500g i znowu zaczelo sie dla mnie pieklo,zmusili mnie i dziecko do karmienia piersia i przyciskali jego glowke mojej piersi a dziecko wrzeszczalo,mnie to bolalo a co dopiero dziecko,Jak w nocy prosilam aby go zabraly bo nie mialam juz sil chodzil na druga dobe po operacji to z cholerna laska mi go zabraly. Wtedy raz pomyslalamze juz zadnego dziecka nie chce miec.Kolejna glupia zasada jest to ze mimo,ze sie dobrze czulam fizycznie przez 3 doby podlaczona bylam do kroplowki,az potem czulam smak w ustach.ble....Wspomnienia mam beznadziejne a mam duze porownanie,bo kolejna trojka urodzilam juz w Wielkiej Brytani takze przez casarskie ciecie,tzna drugie dziecko tez potrzebowalam szybko na operacyjna jechac bo tetno spadalo,ale zawiezli mnie na operacyjna wszsytko wytlumaczyli i strasznie milo doslownie jak do dziecka mieli podejscie. Lezalam tylko nie cale 48 godzin ale nigdy mi tym razem nie mialam zamairu dziecka oddawac do pokoju poloznych bo tkiego nie ma Anglii dziecko caly czas bylo ze mna i atmosfere mialam istnie jak w domu. Juz dwie godziny po operacji bylam na sali poporodowej z innymi kobietami i zjadlam normalna kolacje i inne posilki. a nie jak w polsce kroplowka. Masakra. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  22. Witam,ja tego nie rozumiem Jak oni moga w PL kobiety Do porodu zmuszac zwlaszcza przy ciazy blizniaczej!? W niemczech cesarka na zyczenie-europa.

    OdpowiedzUsuń
  23. historyjka łapie za serce nie ma co .ciekawe ile w tym prawdy a ile fantazji....

    OdpowiedzUsuń
  24. Straszne przeżycie, a powinno być piękne..
    Ja dowiedziałam się o mojej ciąży bliźniaczej w 6 tygodniu. Od razu wiedziałam że będą dziewczynki i koniec ( a CAŁA rodzina mówiła: parka, parka:) )
    24 grudnia 1996 ok 20.00 dziewczynkom zachciało się wyjść na świat ( termin miałam na 9 stycznia ). USG – położenie główkowe, poród naturalny. Zapomniała wziąć ze sobą wodę, pielęgniarki nie miały mineralnej, to gotowały mi w czajniku i studziły, żeby była chłodniejsza.
    25 grudnia ok 7.30 nowa zmiana lekarzy, pani doktor proponuje CC. Po tych 12 godz zgodziłam się bardzo chętnie:) Okazało się, że słusznie. Mam wadę miednicy uniemożliwiającą poród naturalny, jakby dodatkową kość, niewykrywalną przy badaniu czy usg – tylko rentgen by to wykrył. Pani doktor śmiała się, że ona też tak ma i wcale nie jest to tak rzadkie. Mąż cały czas przy mnie.
    Na sali operacyjnej mąż stał w otwartych drzwiach i miał dobry widok na całe przedstawienie:) 8.08 i 8.10 córeczki były już na świecie całe i zdrowe. Mężowi pielęgniarki mówią: no, proszę pomóc żonę przełożyć na wózek:) Dziewczynki na oddział a ja na pooperacyjną. Razem z mężem:)
    Ja na kroplówce to nie głodna, ale mąż od wigilijnej kolacji nic nie jadł. ( Ja już kolacji nie zjadłam bo wody mi odeszły przed siadaniem do stołu:) Mąż coś złapał czekając na transport:) ) To pielęgniarki zabrały go do swojego pokoju i nakarmiły:)
    Dobrze trafiłam…. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. ~gloria55Kanada14 sierpnia 2013 12:16

    Tez sobie lezke upuscilam. Ja rodzilam w Kanadzie w 1988 i wspolczuje Wam serdecznie. Mnie traktowano jak ksiezniczke..Mentalnosc polskich pracownikow sluzby zdrowia kojazy mi sie z faszystowskim podejsciem..Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  26. Przeczytalam te historie ze lzami w oczach...
    po prostu szok, jak polska sluzna zdrowia jest wypelniona frustratami, nadajacymi sie moze do rzezni, ale nie do witania nowych ludzi na tym swiecie...
    Pamietam swojego lekarza z porodowki. Moj syn byl okrecony pepowina wiec porod musial przebiegac szybko. Ja mialam tylko 20 lat i umeczona bolem juz od poprzednego dnia, zero sily na dobra wspolprace. Zwracl sie do mnie z agresja i takim brakiem szacunku, ze czlowiek moze sie pochorowac od tego. Ostatecznie polozyl przedramiona na mnie...powyzej brzucha i pomogl..."wypychajac" dziecko na zewnatrz. Ale dzieki temu syn mial 10/10 Apgar wiec wszystko skonczylo sie dobrze. i tak jak pisze autorka bloga, najwazniejsze zdrowe dziecko.
    jednak szkoda, ze lekarze nie sa tez uczeni ze matka to tez z reguly przestraszona istota i o wiele lepiej by wspolpracowala, gdyby obchodzono sie znia jak z wlasna siostra.
    pozdrawiam cala rodzine autorki!

    OdpowiedzUsuń
  27. niestety to jest norma....ja leżałam miesiąc z ciążą bliźniacza i coś wiem na ten temat...masakra jednym słowem. Dzieci pozostawały w szpitalu 14 dni ja 12 po porodzie. Do trzech dni nie wolno mi było wstawać. Zakaz od lekarza. Nie obowiązuje pielęgniarek, Darły się na mnie w niebogłosy więc wstałam. Zalałam korytarz krwią. Więc ochrzan od lekarza. Nie dostałam żadnych środków przeciwbólowych bo wszystkie żyły pękały z wycieńczenia. A niedługo potem dostałam dzieci...i już nikt się nie pokazał...jak prosiłam o pomoc pielęgniarki to usłyszałam, że przecież to moje dzieci. A moje szkraby nie miały odruchu ssania i ich opieka zajmowała 24/24. Nie spałam w szpitalu tydzień, do momentu aż mój szkrabek się zakrztusił i trzeba było przywracać mu oddech. Przespałam się dwie godziny. Po dwunastu dniach wyszłam na własną prośbę, pozostawiając dzieci na 2 doby. Mąż wnosił mnie po schodach bo byłam tak wycieńczona, że nie miałam sił stać na własnych nogach. A na to patrzył personel i komentował, że udaje. Koszmar....wiem co przeszłaś. U mnie też jest ok. Więc staram się nie pamiętać. Pozdrawiam. Mijałam ostatnio mamę z jedną zdrową i jedną chorą bliźniaczką. Od razu pomyślałam co tym razem spartolili lekarze.

    OdpowiedzUsuń
  28. W 1996 w Poznaniu przeżyłam podobną historię. W 36 tyg ciąży bliźniaczej leżąc w szpitalu dostałam skurcze. Miałam wskazania do cięcia cesarskiego (miednicowe ułożenie płodów), a że był wieczór lekarzowi nie chciało sie wykonać zabiegu. Też dostałam kroplówkę na zatrzymanie porodu i cała noc przeleżałam na wózku w korytarzu porodówki.
    Rano okazało się, że stan dziewczynek wymaga natychmiastowego wykonania cesarki. Obie urodziły się w zamartwicy sinej, z Apgarami 1 i 2 punkty. Gdyby nie szybka akcja reanimacyjna neonatologów pewnie doszłoby do tragedii. Dziś dziewczyny mają prawie 18 lat i wyrosły na mądre i piękne kobietki. Jednak nie zapomnę nigdy strachu o to, jakie ślady pozostawi w ich organizmach poród. Gratuluję Pani cudownej czwórki i podziwiam za siłę w wychowaniu takiej gromadki.

    OdpowiedzUsuń
  29. Droga Antoneto

    Mieszkam I pracuje od 6.5 lat w UK. Historie Twojego porodu przeczytalam jednym tchem I ze smutkiem w sercu. Pracuje na bloku operacyjnym I czesto asystuje anastezjologowi przy cieciach cesarskich . To czego doswiadczylas , jest mi doprawdy trudno nawet o tym pisac powinno byc uzyte jako przyklad jak nie traktowac ciezarnych ani zadnych iinych ludzi w potrzebie , a osoby ktore bylo czescia tego zdarzenia powinni byc wskazani I napietnowani.

    OdpowiedzUsuń
  30. Nie rozumiem narzekania na tyski szpital. Sama rodziłam w nim córeczkę w 2010 roku i bardzo miło wspominam pobyt w szpitalu. Położne bardzo miłe, zarówno na porodówce jak i na noworodkach. Córkę urodziłam przez cesarkę i spokojnie prze 2 noce mogłam córkę zostawić na noworodkach i nikt nie miał do mnie pretensji. Także naprawdę nie rozumiem co się Pani nie podobało w Tychach.

    OdpowiedzUsuń
  31. O matko jedyna! Czytam i dostaje gesiej skorki i tylko krece glowa!
    Ja rodzilam 3 tygodnie temu w Londynie i dzieki Bogu! Po takich historiach jak Twoja i moich kolezanek, ktore rodzily w Polsce, nigdy bym sie na to nie zdecydowala.
    Mi wody odeszly w niedziele w nocy, czyli raczej w poniedzialek, kilka rundek do szpitala, jak mialam rozwarcie na 3cm to mnie na oddzial dali, za chwile przeniesli na porodowke i czekanie. Chcieli dac kroplowke ale sie nie zgodzilam. W koncu we wtorek wieczorem powiedzieli ze jak sie nie zgodze na kroplowke to moge dostac powaznej infekcji bo wody mi odeszly ponad 40h temu. Zgodzilam sie i o 3:36 rano urodzilam zdrowego chlopca. Caly czas polozna byla ze mna w pokoju, lekarze przychodzili srednio co 2-4h zeby sprawdzic jak sie posuwa akcja porodowa. Zalozenie cewnika? Trwalo moze minutke. Znieczulenie wzielam- epidural- zalozenie trwalo moze jakies 10min ale warto bylo.
    Po porodzie super opieka.
    Polecam szpital na Ealingu w Londynie!

    OdpowiedzUsuń
  32. Przecież nie od dziś wiadomo, że lekarz nie bierze odpowiedzialności za nic. Taki zawód. Większym sk...syństwem jest tylko profesor na uczelni - ten absolutnie nic nie musi robić, on tylko podpisuje (całą pracę wykonują adiunkci, asystenci, doktoranci, techniczni) a i jego praca nie pomaga nikomu i niczemu. Jak coś nie tak - wina natury. A i cesarka tylko wtedy kiedy lekarz się zlituje, jak nie, to wina matki, czemu nie miała sił rodzić. Tak to XXI wiek ale Polska pamiętajmy. Choć nasze stereotypy są napęczniałe jak balon, jesteśmy tylko jedną z postsowieckich republik, tyle że jedną z tych częściowo usamodzielnionych. Mentalność i bieda ta sama co gdzie indziej. I żadne pieniądze z UE tego nie zmienią. Jakoś tak się u nas przyjęło, że jak lekarz coś zepsuje to trudno. Tak miało być. Lekarz jest jak ksiądz - stało się więc tak musiało być widocznie. Tylko, że lekarz ma leczyć. Ma! A nie może !

    OdpowiedzUsuń
  33. To jeden wielki koszmar. Ja za to rodząc 6 lat temu syna w Warszawie na Madalińskiego, nie mogłam sie niego nachwalić. Lekarze, pielęgniarki i cała obsługa byli takmili i pomocni. O takich szpitalach oglada się tylko filmy. Całe szczęście, ze takie też przynajmniwej czasem się trafiaja.

    OdpowiedzUsuń
  34. Dla mnie to są wspomnienia podobne do Twoich ależ jesteś dzielną kobietą tyle czasu i jeżdżenia z szpitala do szpitala , szok . Czytałam i wracały wspomnienia mi nie podawali kroplówki tylko położna kazała usiąść i trzymać bo jest wolna sobota i ona nie ma się bawić w odbieranie porodu .A Tobie życzę aby te aniołki były do końca wsparciem dla Ciebie i męża bo Ty dla nich dużo wycierpiałaś , Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  35. Czytam i już się boję bo moja córka ma rodzić pierwsze dziecko o jutra zaczynam się modlić żeby nie spotkała takich okropnych ludzi ,wszystkim rodzącym tego życzę .

    OdpowiedzUsuń
  36. Boze jak to sie czyta to masakra jakas dobrze ze jestem juz po porodzie miesiace rodzilam w mikolowie ale powiem ze opieke mialam bardzo dobra zarowno polozne jak i lekarz prowadzacy rowniez ordynator

    OdpowiedzUsuń
  37. a propos pielęgniarek, miesiac temu moja córka 12 l znalazła się w szpitalu, pielęgniara powiedziała, że ktoś z rodziców musi przy niej być przynajmniej przez noc - pielęgniara chrapała a ja pilnowałam kroplówki .... a działo to się w szpitalu w Gdańsku na Zaspie ...

    OdpowiedzUsuń
  38. Hej. Przeżyłam dokładnie to samo, oddział szpitala, w którym miałam rodzić, był w remoncie, po jego zakończeniu miałam pojechać tam urodzić przez cesarskie cięcie ze wskazań lekarzy, niestety, nie zdążyłam, rodziłam siłami natury w szpitalu, w którym tymczasowo do czasu porodu byłam "na podtrzymaniu", przy porodzie było 6 lekarzy, ale nie mogli się dodzwonić do anestezjologa (była noc)... Pierwsza urodziła się ok, ale drugiej od razu spadło tętno, lekarze po kłótni (przy mnie i mężu na sali) podjęli decyzję, że trzeba "łokciem" - i tak to wycisnęli mi drugą, była już trochę sina, ale dziś mają po 8 lat i są okazami zdrowia:-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  39. ja tez mam blizniaki mnie nikt nie pytal czy chce urodzic od poczatku ciazy slyszalam od lekazy ze skoro dwa to mosi byc cesarka w koncu sie zgodzilam doszlam do wniosku ze w malym miescie lekarze nie douczyli sie do takiego porodu cesarka to koszmar a personel szpitala podobno przyjaznego zwyczjnie chamski -szkoda gadac. moje smerfy corcia 3550 synek 3200 w 39 tygodniu sliczne i zdrowe. gratuluje pieknych zdrowych dzieciakow zycze powodzwnia i wytrwalosc pozdrawiam anni

    OdpowiedzUsuń
  40. Okropna historia :( ale niestety na śląsku to chyba normalne rok temu przeżyłam to samo moje pierwsze dziecko na podtrzymaniu od 20 tyg. 3 wizyty w szpitalu ( podtrzymanie ) gdy odstawili fenoterol zdjęli peeser odeszły mi wody płodowe dostałam sie do szpitala ;/ do katowic ;/ ( najlepsza opieka nie mogę powiedziec bo było tam wielu lekarzy z powołaniem) 37 tydzien praktycznie brzucha nie mialam pani która mnie przyjmowała gratulowala mi dziecka ja byłaam w szoku i czekałam na poród....Mowiono , że musze poczekać na skurcze ale w nocy tak bardzo bolał mnie brzuch i plecy ...było mi nie dobrze ( niby nie były to skurcze) podpieli mnie do KTG rano przyszedł ordynator mówiąc , że moje dziecko nie oddycha byłam w szoku 3 dni lezałam bez wód płodowych!! nie wolno mi było nawet chodzić a tu takie słowa?;/ Bylam przerażona wzieli mnei szybko na stół o 10.29 urodziła się moja córka a o 13.49 wywiezli mnie z sali ....dużo nie pamietam mimo że miałam znieczulenie do kręgosłupa ale cisnienie mi waliło ponad 200 nie słyszałam swojej córki , mame wyprowadzili z sali ...strasznie sie bałam ale to byl poczatek okazało się ze moja córka jest na oiomie a przeciez zapewniali mnie ze jest zdrowa ma 9 pkt i jest dobrze;/ bylam przerazona w nocy przestalam oddychac nie wyjasniono dlaczego o 2 w nocy wezwali moja mame która płakała na mój widok:( modliłam się o swoja śmierć nie mogli mi podać przeciw bólowych ponieważ przestałabym oddychać...rano stan moj się polepszyl ale niestety przyszła gorączka okazało się że jesteśmy zakażone przez to że za długo byłam bez wód;/ obwiniano mnie , że to moja wina. Ale dlaczego to ja nie chciałam rodzić? moja mama zrobiła awanture....po tym byłam bardzo źle traktowana wyżywano się na mnie i robiono rzeźnie..... gdyby nie to że mam wspaniałą córke , która dała mi motywacje do życia to nie wiem co bym zrobiła....
    Ps. zastanawiam się gdzie tu są politycy ?! dlaczego my kobiety w ciaży i rodzące jesteśmy tak źle traktowane?!!!!! Dlaczego nikt z tym nic nie zrobi?!

    OdpowiedzUsuń
  41. niesamowita historia:) aż sie wzruszyłam:)

    OdpowiedzUsuń
  42. WITAM,
    JA TRZY MIESIĄCE TEMU URODZIŁAM MOJE DRUGIE DZIECKO I TO CO PRZESZŁAM NA POPRODÓWCE PRZEZ GŁUPIĄ POŁOŻNĄ DOPROWADZIŁO MNIE DO ŁEZ. TA "GŁUPIA BABA" JAK JĄ NAZWAŁ MÓJ LEKARZ PROWADZĄCY (AKURAT TRAFIŁAM NA JEGO DYŻUR) WYŚMIEWAŁA SIĘ ZE MNIE, ŻE NIBY DRUGI PORÓD A ODYCHAĆ NIE POTRAFIĘ, ŻE DO SZKOŁY RODZENIA NIE CHODZIŁAM, PO LEWATYWIE POGANIAŁA MNIE I NIE MOGŁAM W SPOKOJU SIĘ ZAŁATWIĆ, BO ONA MUSI PODŁĄCZYĆ KTG A JA Z RĘCZNIKIEM POD TYŁKIEM LEŻAŁAM CAŁA W STRESIE ŻEBY MI COŚ NIE UBIEGŁO, ŻE WIELCE WYKSZATAŁCONA Z DWUCZŁONOWYM NAZWISKIEM A NIE POTRAFIĘ ODRÓŻNIĆ SKURCZÓW PRZEPOWIADAJĄCYCH OD PORODOWYCH, ŻE JAK DO RANA URODZĘ TO BĘDZIE CUD I TAK PRZEZ KILKA GODZIN TRWANIA JEJ DYŻURU. NORMALNIE KOSZMAR!!!!!!!!!!!! CHCIAŁAM NAPISAĆ SKARGĘ DO DYREKTORA SZPITALA NA TĄ UPIORNĄ BABĘ ALE CZY TO BY COŚ DAŁO????

    OdpowiedzUsuń
  43. Doskonale wiem, co czuła mama bliźniaczek. Także jestem mamą bliźniaczek. Kiedy patrzę na nie myślę, że miałam dużo szczęścia i one też. Natrafiałam na cudowną panią doktor, która od pierwszych dni ciąży powiedziała, że CC. Uważam, że w przypadku ciąży bliźniaczej jest to doskonałe rozwiązanie. Także bardzo przeżywam sytuację bliźniaczki - Julcii- z Opola. Niestety w szpitalu było gorzej - też córeczkę podano mi rano o 7. po CC, a rodziłam o 21. Położne uważały, że to naturalne - wstajesz i karmisz, nieważne co czujesz - a ból jest niesamowity. Niestety akcje typu rodzisz po ludzku" nie zdają egzaminu. Trzeba zmienić mentalność personelu, każda pielęgniarka/lekarz powinni przejść przez porodówkę - może coś by to ich nauczyło. Pozdrawiam mamę

    OdpowiedzUsuń
  44. Oj jak dobrze, że wszystko się dobrze skończyło. Módlmy się. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  45. Na wstępie gratuluję ślicznych bliźniaczek :)
    Słodkie maluszki z nich na tym zdjęciu :)
    Co do szpitali to Twój artykuł nadaje się do telewizji. Jak oni w Polsce pacjentów traktują?! to się w głowie nie mieści! Nie będę tutaj używać niecenzuralnych słów choć cisną się na język. Sama jestem matką i nie wyobrażam sobie takiego traktowania choć też miałam problem z butelką dla synka i z tym,że wszystko mnie bolało,a położne miały to gdzieś i również na prośbę aby jeszcze zajęły się dzieckiem odmówiły twierdząc tak jak to w Twoim przypadku,że to moje dziecko a nie ich i nie ma takich luksusów... Ciekawe kto wziąłby odpowiedzialność,gdyby z dziećmi coś było nie tak lub gdyby matka dostała jakiegoś wylewu przez ich postępowanie. Winnych pewnie by nie było... Ehhh szkoda mi tych wszystkich matek,które przechodzą gehennę w szpitalach. Nasza służba zdrowia patrzy tylko jak się wzbogacić nie robiąc kompletnie nic...
    Podziwiam Cię za wytrwałość!
    Dobrze,że dziewczynki rosną i są zdrowe :)
    Życzę Wam wszystkiego dobrego :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  46. Moja mama 01.04.1951r. urodzila syna.Lekarze poszli sobie do pokoju.Za okolo 30 minut rodzi sie drugi syn-lekarze zdziwieni.Noworodek sie obrocil.Byl porod posladkowy.Lekarz wyjmujac dziecko-rozerwal Go.Mama jest sedziwa staruszka stle ropamietuje ta strate.Ta sytucja /sprtowca/ z Opola jest karygodna.Dlaczego lekarze nie robia cesarki.Zycie noworotka jest najwazniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  47. Niestety taka mamy rzeczywistość ja rodziłam w marcu br przez 14h mnie męczyli dopiero gdy okazało się ze tętno dziecka spada a wody są zgnito zielone to z łaski mi zrobili cesarkę mały ważył 4690 i miał 62 cm. Potem sam lekarz przyznał ze poród naturalny mogł się skończyć tragicznie. Położne od noworodków strasznie nie miłe na moja prośbe o zabranie dzieka na noc (nie mogłam do siebie dojść po porodzie i poprosiłam ze względu na jego dobro) zostałam wyzwana od wyrodnych matek a dziecko i tak zostało ze mną. To samo przy prośbach o mleko wiadomo że po cesarce laktacja przychodzi później, mały krzyczał bo był głodny a ja płakałam z bezsilności, dopiero gdy jego waga spadła o 650g to się personel zreflektował i raczył nam mleko dać. Po powrocie do domu wszystko się ułożyło i karmie już tylko piersia, mały cudnie się rozwija ma 4,5 miesiąca 77 cm i waży 7,5 kg. Niestety to całe rodzenie po ludzku to jedna wielka ściema a przecież tu nawet nie chodzi o standardy ale o odrobinę ludzkiego podejścia.

    OdpowiedzUsuń
  48. Nie byłam pacjentką żadnego lekarza pracującego w tyskim szpitalu. Uznali,że nie mają dla mnie czasu i dali kroplówkę na zatrzymanie porodu. Nie wiem czy Pani byłaby zadowolona, gdyby tak z panią postąpiono?

    OdpowiedzUsuń
  49. Witam serdecznie! Czytam i uwierzyć nie mogę! Myślałam, ze te czasy się już skończyły :( moja mama rodziła mnie w latach 80-tych i mówiła, ze cicho cały poród była, tata mnie tez przez okno mógł widzieć. Gdy była przy mnie gdy rodzilam i słyszała jak krzycze z bólu , mówiła, ze w Polsce by mi się kazali zamknąć, niestety prawdziwe. Tutaj miałam super opiekę pielęgniarek, 5 dni byłam w szpitalu i aż nie chciałam wracać do domu, bo dziecko było zawierane do pokoju pielęgniarek gdy chciałam odpocząć. Moja koleżanka rodziła tez w Niemczech, cesarka na życzenie i niestety nie polecala kliniki, w której rodziła :/ po cesarce musiała się prosić pielęgniarek o skoczek dla placzacego malucha a więc wszędzie zdarzają się takie smutne przypadki, oby jak najrzadziej!

    OdpowiedzUsuń
  50. Różne są historie...
    Ja rodziłam przez cesarkę, od razu dziecko było ze mną, a nie z położnymi (jedynie pomogły przewinąć, bo musiałam leżeć), po 24h już wstałam i "mogłabym" iść do domu, ale wypuścili mnie dopiero po 72h. Fakt, rodziłam w UK, ale to w Polsce większość kobiet robi z ciąży i porodu tragedię... bo przecież trzeba latać do lekarza prywatnie, robić USG co chwila, itd... w UK nie ma czegoś takiego, gdyby nie cesarka, to nawet lekarza bym nie widziała na oczy, bo jeśli nie ma problemów, to są przeszkolone, świetne i uprzejme położne... a że w Polsce jest tak jak jest, to można podziękować wszystkim kobietom, bo to one nauczyły ginekologów tego co jest teraz...
    jako ciekawostka: po naturalnym porodzie bez komplikacji wychodzi się do domu po ok. 2h

    OdpowiedzUsuń
  51. witaj, wcale nie dziwi mnie twoja historia.ja mieszkam w anglii i mialam 2 szybkie i latwe porody w tym jeden w wodzie.corke rodzilam w 2008 a synka w 2010, tydzien pozniej na podkarpaciu rodzila moja siosrta.jak opowiedzialysmy sobie swoje porody to tak jakby porownac 2 wieki, 2 bajki i nie wiem co jeszcze.u siostry doktorka stala oparta opd sciana i sie nudzila gdy zobaczyla ze moja siora juz nie ma sily przec polozyla sie jej na brzuchu i dziecko omal nie wyskoczylo z mojej siory, potem polozna komentowala ze ma tepe nozyczki i szarpala sie z przecieciem pepowiny, pozniej siora miala problemy z karmieniem piersia wiec tez uslyszala stosowne komentarze.normalnie jakas masakra.

    OdpowiedzUsuń
  52. He. Ja też miałam tą przyjemność rodzic w Mysłowicach cztery lata temu i też miałam takie przeboje z Ordynatorem. Choruje na serce i miałam mieć cesarkę z tego powodu ale lekarze z tego szpitala uznali że udaje i nic mi niema choć miałam opinie kardiologa ze nie mogę rodzic naturalnie ale Oni wiedzieli lepiej. Dzięki mojemu mężowi że tak wykłócał się z Ordynatorem miałam tą cesarkę, po której też mi tak spuchły nogi że wyglądałam jak słonica dosłownie woda ciekła mi spodem stóp, ból jak cholera i pytam się lekarza czy to normalne a On stwierdził że tak, co okazało się guzik prawda. Ogólnie to pobyt w tym szpitalu wspominam jak koszmar i nie o ból fizyczny mi chodzi raczej o moją psychikę, miałam taką deprechę ze hej bo zrobili ze mnie wariatkę ze udaje z tym sercem i chce wymusić cesarkę a ja do dziś na to serce sie leczę. Kobiety nie dajcie sie w szpitalach walczcie o swoje bo walczycie o dziecko które nosiłyście przez 9 miesięcy a oni czyli lekarze mogą je zniszczyć w parę minut głupią decyzją i walczcie o siebie bo jak wam zrobią krzywdę to kto sie tym dzieckiem zajmie i kto je bedzie tak kochał jak nie WY!!! pozdrawiam PS.leżała ze mna dziewczyna która też miała wskazania od neurologa do cesarki z powodu torbieli w mózgu po wypadku i wiecie co naprawdę gdybym tego sama na własne uszy nie słyszała to bym nie uwierzyła przyszedł do niej ordynator z zastępcą i powiedzieli jej ze z torbielą w mózgu można rodzić i oni nie rozumieją tego neurologa! Dobre nie !! dziewczyna też się wykłócała o tą cesarkę i wygrała ale ile ją to nerwów kosztowało chore normalnie chore

    OdpowiedzUsuń
  53. takie komentarze doprowadzaja mnie do furii, pisze to chyba ktoś kto nie rodził albo nic nie widział albo nie chciał widzieć co sie w Polskich szpitalach wyprawia z rodzacymi Wiesz Co żeby tobie taka fantazja sie nie przydarzyła a może powinna?! co ty na to?

    OdpowiedzUsuń
  54. 100% racji i mówię to, jako córka położnej z 25letnim doświadczeniem. Rodzące narzekają na "skandaliczne" zachowanie personelu, ale możecie mi wierzyć, że to działa też w drugą stronę. Bo czasem rodząca sama zachowuje się w taki sposób, że nie idzie wytrzymać. To jest ciężka i odpowiedzialna praca, nie ułatwia jej jeszcze ciągłe narzekanie pacjentki na to, że ją boli, na to, że to tak długo trwa, na to, że spać się chce, a tu dziecko podstawiają do karmienia! Poród ma to do siebie, że MUSI boleć, i MUSI poboleć parę dni po porodzie. No i jak się decyduje na dziecko, to chyba trzeba się liczyć z tym, że można być obolałym, niewyspanym, ale trzeba się tym dzieckiem zająć. I czasem naprawdę trzeba jeszcze całą akcję powstrzymywać, bo skoro nie ma lekarza, albo lekarze są zajęci innym porodem (tak, serio! tak się zdarza!), to lepiej jest się uzbroić w cierpliwość. Przecież nie ucieknie, do jasnej cholery.

    OdpowiedzUsuń
  55. Żadna wymyślona historyjka tylko prawdziwa historia od początku do końca.

    OdpowiedzUsuń
  56. Jak takas mądra to przyjedź rodzić do Polski. Ile masz lat ? 16? G.... wiesz co się dzieje w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  57. No dokładnie. Jak sie nw jaka to praca to się narzeka. No bo proszę Cię co by w tym szpitalu ciężkiego mogli robić ? Na budowie pracuje się ciężko ... No ale banda ociemniałych nw że praca umysłowa jest bardziej ciężka ... Pzdr dla mamy za wytrwanie w pracy, cięższej niż w mojej specjalizacji (u mnie na szczęście większość śpi), ale moja mama była pielęgniarką więc wiem jak chamscy i uciążliwi potrafią być pacjenci !!!

    OdpowiedzUsuń
  58. Ja mam 7,5letniego Mateusza i 3-letnie bliźnięta - Maksymiliana i Wiktorię i też to są moje trzy wielkie szczęścia oraz mój mąż na deser :). Dobrze, że urodziłaś zdrowe dzieci i jest ok. Moje ważyły 2,5kg i 2kg. Szkoda, że nie więcej. Byłyby silniejsze i zdrowsze, ale teraz jest już prawie ok. Pozdrawiam dobrą mamę :)

    OdpowiedzUsuń
  59. Z tymi "2h" to przesadziłaś... No chyba, że rodziłaś na śpiąco.
    A tak poważnie to mój pierwszy poród siłami natury był lekki, szybki i prawie bezbolesny. I czułam się zaraz po świetnie, mogłam chodzić i miałam jeszcze dużo siły. To lekarki mnie cały czas przystopowywały. Drugi poród był cc - ciąża bliźniacza - nie chcieli abym rodziła naturalnie. I tutaj przeżyłam horror fizyczno-psychiczny. Wszystko mnie bolało, słabo się czułam i dzieci zobaczyłam dopiero na drugi dzień, bo nie miałam siły wstać i dojś do nich, nie mówiąc o ich braniu na ręce. Tak więc każdy poród jest inny, nawet u tej samej kobiety. I dzisiaj nie wyobrażam sobie, aby po 2h zmykać z maleństwem do domu. U nas takie dzieci badają, obserwują ich adaptacje do nowego środowiska. Nie ma mowy o wychodzeniu ze szpitala tego samego dnia. NO chyba, że na własną odpowiedzialność. Ja osobiście wolę rodzić w Polsce. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  60. Emocjonująca opowieść :)
    Przydarzyły mi się dwie cesarki- obie z podobnych przyczyn. Pierwsza w Polsce, druga w UK. Wrażenia jak wiele powyższych . W polskim szpitalu, biorąc pod uwagę pracę większości położnych i neonatologa, było na tyle nieprzyjemnie i maszynowo, że bardzo długo , w obawie przed porodem nie mogłam się zdecydować na drugie dziecko i tą opinię podzielał także mój mąż.
    Jednak samo cięcie przebiegło sprawniej i spokojniej ( mimo cięcia ratunkowego) w Polsce. Brytyjski lekarz popisując się przed studentami źle mi podał znieczulenie...
    Najważniejsze ,że dzieciaki całe i zdrowe...

    OdpowiedzUsuń
  61. Ja też rodziłam w Anglii 2,5 roku temu i również dziękuje losowi za taką możliwość...

    OdpowiedzUsuń
  62. ja wszystko rozumiem, ale nie wiem jak to jest, że kiedyś kobiety rodziły (i nadal rodzą w niektórych krajach) bez żadnej pomocy lekarskiej, a w Polsce praktycznie każda kobieta narzeka na swój poród, mimo że zwykle otoczona jest lepsza, bądź nieco gorszą opieką lekarska,bardzo dziwne...

    OdpowiedzUsuń
  63. witam serdecznie czytajac pani wspomnienia poryczalam sie bo przed oczami stanely mi 2 moje porody byly straszne i podobne do pani i nie wspominam ich dobrze ale co zrobic unas chca przyrost naturalny ale wogole nie przejmuja sie przyszlymi matkami jak i dziecmi unas wszystko opiera sie na pieniadzach da pani do reki to nawet nie zauwazy pani ze pani urodzila ma pani cztery sliczne coreczki i tez kiedys zostana mamami wiem ze to wczesnie ale zycze im zeby nie przezyly tych pieknych chwil jak oczekiwanie na dziecko w chwile grozy :( pozdrawiam cala rodzinke :)

    OdpowiedzUsuń
  64. Ja też nie byłam pacjentką żadnego lekarza pracującego w szpitalu. Zgłosiłam się na izbę przyjęć i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  65. Opisany poród był 6 lat temu. To wspaniale, że teraz jest inaczej. O to właśnie chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  66. Ja rodziłąm synka trzy lata temu...nie mam jakichś tragicznych wspomnień ale zdaje sobie sprawę, że największą tego zasługą jest to, że położna na którą trafiłam była kuzynką mojego teścia tak więc podczas porodu byłam dobrze traktowana. Zupełnie inaczej było z moją siostrą która w tym samym szpitalu miała bliźniaki rodzić. Od razu dostała od swojego lekarza skierowanie na cesarkę, że to niby standard teraz przy bliźniakach. Jednak w szpitalu mieli inne zdanie. Trzymali ją przez dwa tygodnie (od 38 do 40 tygodnia ciąży) bo MOŻE uda się naturalny poród. Oczywiście dzieci za nic same wyjść nie chciały bo jak się później okazało były dość duże i macica nie miała szans na wystarczająco duże skurcze żeby doszło do naturalnego porodu. Zrobili więc w końcu cesarkę i tu historia mogłaby się szczęśliwie zakończyć gdyby nie fakt że jedno z dzieci miało przykurczone nóżki. Stwierdzili, że to wina kości i założyli gipsy żeby to naprostować. Po 4 tygodniach męczenia się dziecka z nóżkami w gipsach przy największych upałach dali skierowanie do szpitala dziecięcego w krakowie bo żadnej poprawy nie było. A tam co? Okazało się, że to nie była wina kości tylko za krótkich ścięgien i wystarczyło specjalne ćwiczenia przeprowadzić i byłoby w porządku a tak jest trochę za późno na rehabilitacje ruchową i w prawdzie udało się jedną nóżkę podleczyć ale na drugiej maluch będzie musiał mieć podcięte ścięgna i dopiero rehabilitacje przeprowadzoną. Gdy mi siostra o tym powiedziała to w pierwszym odruchu stwierdziłam, że trzeba szpital pozwać za błąd lekarski bo gdyby nie ich upór w swojej decyzji to dziecko nie musiałoby tyle cierpieć i przechodzić teraz zabiegu który brzmi jak największe tortury ale wiadomo...z lekarzami niełatwo wygrać a moja siostra już nie bardzo ma na to siłę i chce po prostu żeby wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
  67. tak kiedyś kobiety rodziły bez pomocy lekarskiej ale zwróć jeszcze uwagę ile przy tym było przypadków śmierci dzieci bądź matek w trakcie takiego pordu.

    OdpowiedzUsuń
  68. 4 dzieci? serio? to sie przeciez pociac mozna.....
    kobieto co z twojego ciala zostalo jak po blizniaczej ciazy, gdzie kazde dziecko 3,5 kg wazylo?
    niewyobrazalne

    OdpowiedzUsuń
  69. wierz mi, że niejedna nastolatka może pozazdrościć ciała mojej córce, a dzieci to największe skarby jakie mogą się przytrafić

    OdpowiedzUsuń
  70. ale teraz mamy XXI wiek, medycyna idzie ciągle do przodu i wydaje mi się, że powinno być lepiej

    OdpowiedzUsuń
  71. Przede wszystkim NIE NARZEKAŁAM CAŁY CZAS. Ciąża przebiegała prawidłowo i nie miałam ku temu powodów. Chodziło mi o sam fakt potraktowania kobiety, która lada moment miała urodzić bliźnięta. Nie wszystkie pielęgniarki były okropne.
    Zresztą czuję, że Pani jest już nastawiona „anty” do mnie, więc nie będę tutaj się rozpisywać.
    EWA - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  72. No dokładnie, tak się czasami dzieje w Polsce. Zdaję sobie sprawę, że mój przypadek nie jest odosobniony. Chyba historia bliźniaczek z Opola, zainspirowała mnie do opisania moich przeżyć z 2007 roku.
    Siostra rodziła swoje pierwsze dziecko w Irlandii i też była bardzo zadowolona.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo zdrówka.

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  73. HA HA HA, nie bardzo rozumiem o co Ci człowieku chodzi?!
    Chyba nie znasz statystyk, że świat wymiera!
    DZIECI TO SKARB I PRZYSZŁOŚĆ NASZEGO KRAJU!!!

    OdpowiedzUsuń
  74. Przede wszystkim cieszę się, że dobrze trafiłaś z opieką i szpitalem :) Twoje dziewczynki to już panienki i pewnie z ciekawością słuchały Twojej opowieści o swoim przyjściu na świat :)
    Życzę dużo zdrówka i wszystkiego najlepszego.

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  75. Trzymam kciuki! Na pewno wszystko pójdzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  76. Nie było i nie będzie mi dane rodzić poza Polską, ale słyszę, że tam jest z tą opieką lepiej. Mam nadzieję, że u nas za niedługo to też będzie standard. Że kobiety będą traktowane z szacunkiem i faktycznie będzie można powiedzieć: szpital przyjazny Matce i Dziecku. Bo póki co, to tylko slogan.
    Pozdrawiam Cię serdecznie i cieplutko. Dużo zdrówka dla Twoich dzieciaczków.

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  77. No nie dziwię Ci się, że miałaś dość po tym pierwszym porodzie i twierdziłaś, że już nie będziesz chciała dzieci ;) Gdyby mnie spotkało, to co spotkało przy pierwszej ciąży, to też bym chyba twierdziła, że na kolejne dziecko się nie zdecyduję.
    Dobrze, że zdecydowałaś się na kolejną ciążę :) teraz na pewno wiesz, że było warto!
    Pozdrawiam cieplutko. Dużo zdrówka życzę całej Twojej Rodzinie.

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  78. Kochana, to jest CAŁA PRAWDA! Przeżyłam to!

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  79. mam nadzieję, że z czasem i u nas sytuacja zmieni się na lepsze

    OdpowiedzUsuń
  80. właśnie, lekarze w nas Matkach, powinni widzieć człowieka, a nie traktować jak maszynę do rodzenia
    niektórzy faceci twierdzą, że my jesteśmy do tego stworzone, oczywiście, że tak - ale traktujcie nas z szacunkiem
    pozdrawiam

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  81. SZOK! teraz to ja go przeżyłam czytając Twoją opowieść! To jest po prostu nie do pomyślenia, żeby zostawić kobietę samą sobie, w szpitalu - gdzie opieka powinna trwać 24/24. Odetchnęłam z ulgą, czytając, że u Ciebie też wszystko skończyło się dobrze. My kobiety - matki dużo przejdziemy i zniesiemy bólu dla naszych dzieciaczków, bo WARTO!!!
    Trzymaj się cieplutko i życzę wszystkiego najlepszego dla Twoich dzieciaczków.

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  82. Czytając tą historię mam ciary i to wielkie! Koszmar. Jak niewiele brakowało, żeby skończyło się to tragedią. Całe szczęście, że lekarze w porę (powiedzmy) zareagowali i pomimo małej skali, dziewczynki doszły do siebie:) Za niedługo pewnie same zostaną matkami i oby nie miały tak traumatycznych przeżyć, jak Ty.
    Pozdrawiam!

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  83. hehe, dziękuję, ale szpital mi się chyba już nie przyda, mam 4 dzieci:)
    dobrze że Ty masz dobre wspomnienia ze swojego porodu:)
    pozdrawiam - Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  84. jeździła, bo nie widziałam innego wyjścia ;) jakoś ciężko byłoby urodzić bliźniaczki bez asysty ;)
    dziewczynki są super!

    pozdrawiam i dużo zdrówka życzę
    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  85. masz porównanie, więc widzisz jak to się diametralnie różni
    tu kobieta rodząca - tam kobieta rodząca, a podejście i traktowanie jakże różne
    wierzę, że i u nas z czasem będzie tylko lepiej

    pozdrawiam

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  86. Aniu, to okropne! Mogę sobie wyobrazić jak się czułaś. Kobieta zostaje czasami bezsilna. Musi się poddać i czekać, co zrobią lekarze, jakie podejmą decyzję. Dobrze, że mąż walczył o Ciebie i o dziecko!
    Tylko czemu takie historie muszą się zdarzać? Powtarzać?
    Cieszę się, że skończyło się to dobrze, że mogłaś zająć się swoim dzieciątkiem :)

    Pozdrawiam cieplutko, życzę zdrówka i wszystkiego dobrego!

    Ewa - bohaterka historii

    OdpowiedzUsuń
  87. Czytałam to z zapartym tchem,az sie denerwowałam co bedzie dalej.Całe szczęście,że wszystko skończyło się dobrze!Tak trzymaj :)


    Polecam : http://jezus-mym-zyciem.blogujaca.pl/

    OdpowiedzUsuń
  88. Na szczęście dobrze się skończyło. Pozdrawiam i odwiedzę :)

    OdpowiedzUsuń
  89. Czytałam z otwartymi szeroko oczyma, z otwartą buzią, jezuuuuuuuuu Dzięki Bogu, że jesteście w komplecie:)

    OdpowiedzUsuń
  90. Wszystko ok! Skończyło się szczęśliwie :)

    OdpowiedzUsuń
  91. Szok. Nie rozumiem jak tak bestialsko można traktować ludzi. Moja koleżanka po przyjeździe do szpitala powiedziała położnej, że rodzi a ta na to cytuję "o nie moja droga to ja Ci powiem kiedy będziesz rodzić". Koleżanka więc pękła od jednej do drugiej dziurki gdyż dziecko pchało się na świat. Założono jej 12 szwów a ze szpitala wypisano z ciężką anemią :o Sama jestem w ciąży po wielu latach starań i na myśl o porodzie przechodzą mnie dreszcze :/
    Moje zmagania z niepłodnością
    http://nieplodnosc-zmagania-wuk.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  92. a Ty co babcia tutaj piszacej, ze o ciele corki sie wypowiadasz?
    z reszta kazda matka uwaza swoje dziecko za najladniejsze - nawet jesli nie ma do tego zadnych podstaw

    OdpowiedzUsuń
  93. No pewnie, tak najlepiej z góry założyć że na anty !!! A pro po potraktowania, miały Pani przysłowiowo "dupe lizać" bo miała się Pani nie długo stać matką ? I w sumie dobrze że się Pani nie rozpisze, bo lament matki polki jest gorszy od raka !!!

    OdpowiedzUsuń
  94. ty stara dewoto !!!! to po co się zdecydowałaś na ten zawód???? i twoja ichże położna z 7 boleści???? człowiekiem to się trzeba urodzić a położną zostaje się z własnego wyboru!!!!

    OdpowiedzUsuń
  95. Wow... tak jest oto Polska właśnie... Ja tez miałam cesarkę (pierwszy poród) i mi dali dziecko od razu przy wywożeniu mnie z sali. Na łózku, na którym leżałam byłam ja, córka, moje nogi przygniecione były torbą z rzeczami dla mnie i dziecka. moje rzeczy, w których do szpitala przyjechałam, jakieś miliony papierów, które musiałam sama wypełnić i to od razu... więc ja nie miałam szans, żeby głową nie ruszać chociaż ie wolno.Jak mi puściło znieczulenie, 3 godziny wołałam "siostro " bo buzzer nie działał. Na szczęście drugiego dnia na nocnej zmianie była przecudowna położna i wzięła małą ode mnie, więc trochę się przespałam. W ogóle opieka w Polsce to masakra mnie w pierwszym szpitalu zbadał pijany lekarz potem przyszedł pijany ordynator w końcu jedna ciężarna wezwała policje. Ja pojechałam do innego szpitala. Pani anestezjolog nakrzyczała na mnie, że już miała iść do domu a mnie się rodzić zachciało... Żal po prostu. Drugie dziecko urodziłam w UK i tutaj opieka jest wspaniała jak dla mnie. Tutaj anestezjolog zrobił mi masaż pleców przed znieczuleniem, położna była ze mną cały czas i ona chyba bardziej parła niż ja :D Świetna opieka, świetne podejście nie to co w Pl. Bardzo się cieszę, że udało Ci się wszystko przetrwać jesteś silną kobietą :D czytałam z zapartym tchem i odetchnęłam kiedy skończyłam :D Całusy dla Ciebie i Twoich wspaniałych Skarbów :D :*

    OdpowiedzUsuń
  96. tak, to najbardziej trafny komentarz;)))) moje 1 - 3450, 2 - 3850, 3- 4100;)))) ja warzę 53 kg, mam 165 cm wzrostu - nie narzekam na wygląd!

    OdpowiedzUsuń
  97. Ależ przez panią jad przemawia. Chyba jest pani biedną kobietą, która nie zaznała smaku macierzyństwa! Żal mi pani!!!
    I ta ironia przy słowach "matka polka" - po prostu aż żal jak się to czyta. Moim zdaniem trzeba dziękować kobietą, które decydują się w dzisiejszych czasach na większą liczbę dzieci niż 1 czy 2. Inni pewnie wolą kotka lub pieska i to jest kpina!

    OdpowiedzUsuń
  98. MASAKRA! Podejrzewam, że mimo upływu tylu lat, serce Matki wciąż boli :(

    OdpowiedzUsuń
  99. Naprawdę miałaś ogrom szczęścia, że wszystko tak się skończyło, choć to niemiłe to trzeba puścić w niepamięć wszystkie kłopoty, olewanie i "uprzejme" pielęgniarki, bo mogło być źle, cieszę się, że tak się skończyło dla Was

    OdpowiedzUsuń
  100. Uffff mnie też trochę zaparło, no ale cóż i teraz też zdarzają sie takie historie.
    Na szczęście moje dwa porody odbyły się w bardzo dobrych warunkach. Jednak istnieją jeszcze szpitale, w których można urodzić po ludzku, można liczyć na fachową opiekę ze strony pielęgniarek, położnych i lekarzy. Dziękuję Bogu że na takowych trafiłam,
    Pozdrawiam i dużo szczęścia życzę

    OdpowiedzUsuń
  101. Niestety znalazłam się w bardzo podobnej sytuacji tylko rzecz działa się w jednym szpitalu.... ale lekarze i położne beznadziejnie mieli mnie kompletnie gdzieś :( wody odeszły bóle przyszły a po zastrzyku kompletnie nic.... i oczywiście lekarze również nic... a kiedy chciałam się czegoś dowiedzieć to jeszcze za każdym razem mnie zbywali i traktowali jak natręta !!! aż wody zrobiły się zielone i cesarka konieczna:( na szczęście też dobrze się to skończyło, ale tylko dlatego, że w porę zareagowałam ... brak słów na tą naszą służbę zdrowia :(:(:(

    OdpowiedzUsuń
  102. Nie każdy poród jest taki jak ten opisany. Już wcześniej rodziłam 2 razy i wszystko było ok. Nie ma co martwić się na zapas.Teraz życzę dużo zdrówka dla Ciebie i Maleństwa. Pozdrawiam i trzymam kciuki.
    Ewa- bohaterka opisanej historii

    OdpowiedzUsuń
  103. Ja Tez czytalam z zapartym tchem. Ciagle balam sie o ta Twoja druga coreczke. Dzieki Bogu, ja rodzilam w latach 70-tych i nie moge narzekac na obsluge. Jedynie dzieci przynosili nam tylko do karmienia. Jak plakaly wszystkie naraz, to zastanawialysmy sie na sali, czyje placze najglosniej. Nie wyobrazam sobie takiej sytuacji jaka przezylas. Najwazniejsze,ze sie wszystko dobrze skonczylo, a mogla wydarzyc sie tragedia. Wspolczuje i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  104. Jak ty dałaś radę z fenoterolem???? Tez brałam, a serce mi waliło, że myślałam, że to zawał.

    Powiem wprost: położnictwo (i neonatologia) powinno mieć najbardziej empatyczny personel, a w dużej mierze to zwykłe chuje (lekarze) i suki (położne, pielęgniarki).

    A 3/4 szpitali w Polsce bawi się w akcję "rodzić po ludzku" Ha Ha Ha :D Dobre, nie?

    Gdy ja rodziłam, położono mnie na jednej sali z młoda dziewczyną, która strasznie płakała. zapytałam jej, czy to aż tak boli. Odpowiedziała"
    - ja nie rodzę, ja poraniam.

    Zero psychologa dla niej, tylko chuj jeden z drugim w kiltu drący japę: "jak pani urodzi to dziecko umrze, proszę nie rodzić!". Jasne, to od nas zależy. :)

    OdpowiedzUsuń
  105. Ja osłonowo na serce brałam isoptin. Myśl o dwóch cudownych istotkach rozwijających się pod moim sercem pozwalała mi to wszystko przetrzymać.
    Ewa - :)

    OdpowiedzUsuń
  106. Mi Isoptinu nikt nie zapisał :( I bardzo się męczyłam. Rozumiem, co napisałaś, jednak ja się po prostu bałam, że mi serce wysiądzie.

    Jedyne co, to zostałam poinformowana przez mojego ginekologa, że pewnie w szpitalu dadzą mi taki lek i po nim będzie mi waliło serce jak oszalałe. Miał rację. tyle, że w szpitalu nikt nie zadał sobie trudu, żeby mi o tym powiedzieć, a jakby nie patrzeć to dosyć mocno odczuwalny skutek uboczny, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  107. No proszę! Myślałem, że jaśnie chamstwo szerokim łukiem omija tego typu blogi. Ale chamstwo pozostaje chamstwem i musi wszędzie zostawić swój ślad.
    "BTW"! Jesteś osobą zobojętniałą na dobro dziecka i rzeczywiście nastawioną ANTY na pacjenta. Powinnaś zmienić zawód i to jak najprędzej, bo nie tylko szkodzisz pacjentom, ale i samej sobie (pieniacze prędzej dostają zawału).

    OdpowiedzUsuń
  108. Jeśli w tym opowiadaniu jest "fantazja", to co o moim blogu byś powiedziała? Lepiej nie czytaj.

    OdpowiedzUsuń
  109. Nigdy nie wiesz jak blisko krawędzi jesteś (czy Twoja córka, czy wnuczki). Całe szczęście, że Wam się udało. My tyle szczęścia nie mieliśmy. Po wielu latach i nam się udało i teraz mamy córeczkę, która ma na imię tak samo jak młodsza z bliźniaczek i po urodzeniu ważyła dokładnie (co do grama) tyle samo co ona :)
    Już dawno, kiedy tylko Twój wpis pojawił się na Onecie miałem napisać ten komentarz. Od tamtej pory o Was myślę. Cieszę się, że Wam się udało.
    Serdecznie Was Pozdrawiam, całą szczęśliwą rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
  110. Gratuluję córeczki. Oby Oliwka, bo rozumiem ,że tak ma na imię, rosła zdrowo i była Waszym szczęściem.:) Serdecznie Was pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  111. to prawda z tym wyjsciem do domu po 2 godz.moj drugi porod byl dosc lekki , wszystko poszlo sprawnie, wiec po wszystkim wzielam prysznic a polozna mi mowi ze moge isc juz z dzieckiem do domu jesli chce :-) ja jednak wolalam odpoczac w szpitalu biorac pod uwage fakt ze w domu czeka na mnie dwuletnia corka i pozostalam w szpitalu nastepnego dnia.

    OdpowiedzUsuń
  112. Dobrze zrobiłaś zostając w szpitalu. Wiadomo dwulatka nie dałaby Ci spokoju. A mimo, że poród był lekki jak mówisz, to i tak jest to wysiłek dla kobiety.Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  113. Jak wstrzymałaś poród do popołudnia?

    OdpowiedzUsuń
  114. Niekoniecznie musieli strajkować lekarze (mogły być to pielęgniarki). A jeśli byli to lekarze, to robili podobnie jak koledzy w Austrii , Francji i w innych krajach.

    OdpowiedzUsuń
  115. Jedyny, naprawdę jedyny powód, dla którego nie mam dzieci to paniczny strach przed tą bandą k***rewskich rzeźników, panów życia i śmierci.

    Wiele moich koleżanek rodziło w ciągu ostatnich kilku lat i żadna nie chce drugiego dziecka. Kilka z nich cudem uniknęło wychowywania dziecka z porażeniem mózgowym ("bo miała mieć cesarkę ale kazali rodzić" - dziecko urodziło się niedotlenione z pępowiną na szyi). Wyrywanie dziecka za ręce itp historie na porządku dziennym. LUDZIE CZY MY RODZIMY W RZEŹNI? To krowy w stajni mają prywatnego weterynarza!!!

    OdpowiedzUsuń
  116. Ostatnio sporo się słyszy niechlubnych komentarzy na temat porodów. Decyzję o cesarce podejmują w ostatniej chwili i czasami ze szkodą dla dziecka. A wiemy jakie fatalne skutki ma niedotlenienie. Nie wiem czy to się kiedyś u nas zmieni?

    OdpowiedzUsuń
  117. Decyzję o cesarce lekarze odwlekają, bo mają ich limit i jeśli nie zmieszczą się w nim szpital musi płacić. Wiem to bo studiuję położnictwo :) nie jestem w stanie sobie wyobrazić żeby kiedykolwiek powiedzieć pacjentce ze nie urodzi teraz tylko kiedy ja jej pozwolę, to bezczelność! A z tymi cesarkami... Moja szwagierka jest młodym ginekologiem i jest zalamana tym ze gdy trzeba ratować życie należy uzyskać zgodę ordynatora na cięcie, którego się nie dostaje tylko czeka do ostatniej chwili... sytuacja w polskich szpitalach jest niestety często nieciekawa, a jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o PIENIĄDZE... :/

    OdpowiedzUsuń
  118. Masz rację, wiadomo o co chodzi....... Pieniądze otwierają drogę do wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń