31 lip 2015

Moda na odchudzanie

 „ Krowa u dietetyka”

 krowa u dietetyka (500 x 343)

 

 

 
Krowa,

z miasta Karłowa,

stwierdziła, że jest za gruba.

Postanowiła się odchudzać.

Udała się więc do dietetyka,

w długiej kolejce czeka.

Chyba jest moda na odchudzanie,

bo w kolejce czekają aż cztery słonie,

żyrafa, koń, olbrzymi żubr,

lis, koza, hipopotam i bóbr.

Jest nawet wiewiórka,

choć na niej tylko kości i skórka.

Po co jej odchudzanie?

W końcu nic z niej nie zostanie.

Krowa usiadła. Czeka. Słucha.

Wtem do poczekalni wpadła mucha.

Ja bez kolejki wejść muszę,

przepuście kochani, bardzo proszę.

Jeśli nie pomoże mi dietetyk,

ja przestanę latać, niestety.

Nie chcą mnie nosić już skrzydełka,

bo jestem za ciężka, za wielka.

Jeszcze dziś muszę lecieć do Afryki,

tam bierze ślub mój syn Miki.

Może schudnę choć parę deka,

tu u pana dietetyka.

Ostatnie zdanie usłyszał dietetyk.

Muszko, to tak nie działa niestety.

Nie schudniesz w ciągu minuty.

Dopiero po czasie są efekty.

 

Odchudzanie, to nie prosta sprawa.

To nie zabawa.

To siła woli, ćwiczenia,

zmiana sposobu żywienia.

Ruch, zdrowe odżywianie,

to sposób na odchudzanie.

Zmartwiona muszka,

stanęła na krótkich nóżkach.

Za główkę się złapała,

pomyślała i tak powiedziała:

Nie lecę do syna!

Odchudzanie dziś rozpoczynam!

Proszę o jadłospis, listę ćwiczeń,

jeszcze dziś idę na siłownię i poćwiczę.

Tak, tak kochani.

Nie należy odkładać odchudzania.

W odpowiedzi na  te słowa, rzekła krowa:

widzę, że jesteś do wyrzeczeń gotowa.

Ja mętlik mam w głowie,

ja się jeszcze zastanowię.

Jutro wrócę do dietetyka,

a dzisiaj zmykam.

Ej, krówko,  krówko!

Nie szukaj wymówki.

Nie odkładaj na jutro, co masz zrobić dziś.

Przemyśl to jeszcze! Przemyśl!

 

Ważna zasada:

co masz zrobić dziś,

na jutro nie odkładaj!

 

 

więcej mozna przeczytać tutaj

28 lip 2015

Julka, mała kuchareczka

Rankiem, kiedy wszyscy spali,

małej Juleczce zamarzył się rogalik.

Taki prosto z pieca. Gorący,

słodziutki, chrupiący.

Dlatego szybko wstała

i do kuchni pognała.

Wysypała mąkę na stół,

cukru, torebki pół,

wbiła sześć jajuszek,

dosypała do pieczenia proszek.

Rękami zamieszała.

Że ciasto za suche, uznała.

Wyjęła więc z lodówki mleczko

i jeszcze jedno jajeczko.

Jajeczko ze stołu się sturlało,

rozbiło, podłogę zachlapało.

 



 

Mama hałas usłyszała

 i prędziutko wstała.

Otworzyła drzwi z impetem.

Gwałtu rety! Gwałtu rety!

Gdy bałagan w kuchni zobaczyła,

z wrażenia zaniemówiła.

Cukier i mąka rozsypana.

Podłoga mlekiem zalana.

Na stole rozbity dzbanek,

a Julka biała jak bałwanek,

z wypiekami na twarzy,

ze spokojem drożdże waży.

Dojrzawszy mamę, poprosiła,

by wraz z nią ważyła.

A mama na Julkę spojrzała

i spokojnie powiedziała:

 

Juleczko,

moja mała kuchareczko,

tyle razy mówiłam,

tyle razy prosiłam,

byś sama piec nie próbowała,

bo jesteś jeszcze za mała.

Pod czujnym okiem mamy,

możesz upiec smakołyki na śniadanie.

A teraz zabieramy się do pracy.

Tego bałaganu tata nie może zobaczyć.

 



 

/ilustracje z internetu/

 

więcej można przeczytać TUTAJ

24 lip 2015

Sen dziadka

 



 



Rozsiadł się dziadek w fotelu

Zamknął oczy

Zamarzył

Wspomniał młode lata

Wtem

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki

Wyrosła przed nim rodzinna chata

Drzwi otwarte

Wszedł do środka

Tam ojciec i matka

Twarzą przy twarzy

Wesoło gwarzą

Przybysza nie zauważyli

Jakby w innym świecie żyli

Choć on doń wyciąga ręce

Nie reagują

Przysiadł do stolika

Wtrąca słówko

Cisza

Rodzice ignorują przybysza

Zawiedziony

Rozgląda się na wszystkie strony

Jest i Pchełka

Maleńka psina

Pupilek rodziny

Śpi

Pochrapuje cichutko

Dziadek przystaje

Drapie za uszkiem

Tak jak to zawsze czynił

Kiedy był maluszkiem

Niestety

Mały śpioszek nie wstaje

Ruszył więc dziadek dalej

Zauważył na komodzie

Rodzinną fotografię

Podchodzi

Ogląda

Ze wzruszenia łzy kapią

Odległe lata

On z mamą i tatą

Z siostrą i bratem

Wszyscy młodzi

Urodziwi

A teraz?

Nie ma ich przecież

W lepszym żyją świecie

Rozmyślania przerwała śliczna panienka

Wpadła do pokoju jak burza

Nie to niemożliwe

A jednak

To Siostra Helenka

Tych rysów zapomnieć się nie da

Cygańska uroda

Wesoła

Zadowolona

Za rękę chłopaka tarmosi

Pędzi wprost do Rodziców

O błogosławieństwo prosi

Oni

Rozpromienieni

Z uśmiechem na ustach

Błogosławią młodym

Tak tak było

Przypomina sobie dziadek

Na krótko szczęście zagościło

  Bo Helenka

Wydawszy dziecko na świat

Zmarła na mężowskich rękach

Skąd ona teraz tutaj

Dziadek nie pojmuje

Co się dzieje?

Przecież to stare dzieje

Za głowę się łapie

Cichutko sapie

Rozpina guzik u koszuli

Poci się

Przeciera czoło

Zaniepokojona wnuczka

Potrząsa dziadkiem

Otworzył oczy

Rozejrzał

Wytarł łezkę ukradkiem

Wzruszony rzekł do wnusi

Śniłem

Byłem w rodzinnym domu

Lecz niewiele zobaczyłem

Bo szybko wróciłem

Ale widziałem rodziców siostrę

Byli tacy szczęśliwi

Radośni

Tęsknota ich przywołała

Na chwilę małą

Ze wspomnień czerpię siłę

Miłe są wspomnienia

Miłe

 


 


//ilustracja z internetu//


więcej można przeczytać TUTAJ

19 lip 2015

Co wymyśliła Tosia, by nie sprzątać?

 „ Posprzątaj Tosiu”



 

Tosiu, dlaczego rzuciłaś papierek na podłogę?

Proszę, podnieś go.

Oj, mamusiu, bolą mnie plecy, schylać się nie mogę.

Więc kto papierek podnieść ma?

Przecież nie ja! Oburza się Tosia.

Mówiłam, że bolą mnie plecy.

Muszę je najpierw wyleczyć.

Oj, nie kochana,

papierek podniesiesz ty sama.

Rzuciłaś.

Naśmieciłaś.

Więc posprzątaj po sobie.

Ja tego za ciebie nie zrobię.

Każdy po sobie sprzątać musi.

Ty także Tosiu.

Ale …………….

Nie ma żadnego ale.

Na plecy nie zwalaj.

Nic ci to nie da.

Papierek podnieść trzeba.

 

/ilustracja z internetu/

 

więcej można przeczytać TUTAJ

17 lip 2015

Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień

ciągle razem1 (500 x 335)

Rubinowe gody 4

 
On i ona

cudowna rodzina

miłość gorąca

ich połączyła

miłość dojrzała

zjednoczyła

przed Bogiem przysięgę składali

 i oto

 rubinowych godów

  doczekali

rocznica wspaniała

dobrze

że ta para się poznała

tyle szczęśliwych lat

tyle miłości

tyle radości

tyle owoców wspaniałych

dorodnych

dojrzałych

i dalej

nie znudzeni sobą

 kroczą wspólną drogą

 tak kroczyć będą

razem

do końca

szczęśliwi

zakochani

jak za dawnych lat

 

a jak to się zaczęło?

kiedy miłość zapłonęła?

 
Rubinowe gody 3


 

po prostu

dawno temu

przed wieloma laty

spotkali się

ona

brunetka

czarnooka

nie niska

nie wysoka

wzrost średni

on

blondyn

 niebieskooki

przystojny

wysoki

zakochali się

gdy się ujrzeli

zrozumieli

że to przeznaczenie

że są dla siebie stworzeni

w narzeczeństwie długo nie trwali

szybko się pobrali

 po dziesięciu miesiącach

pojawiło się na świecie

pierwsze dziecię

Ewunia

prześliczna córunia

potem pojawiały się

kolejne dzieciątka

w sumie piątka

cztery dziewczyny i jeden synek

pośród wisienek trafił się rodzynek

a że czas szybko leci

więc i szybko porosły dzieci

założyły swoje rodziny

za wyjątkiem najmłodszej dzieciny

obdarzyły wnukami

ślicznymi dziewczynkami

i dorodnymi chłopakami

w sumie dziewięcioro

to gromadka spora

a w drodze kolejne wnuczątko

podobno dziewczątko

zapewne nie koniec na tym

bo najmłodsza dziecina

też założy rodzinę

powije dzieci

najdroższe skarby na świecie

 on i ona

dzieci szalenie kochają

bez nich

życia sobie nie wyobrażają

co dzień

dziękują Bogu

za wspólne życie

za kochane dzieci

 
Rubinowe gody2


 

11 lip 2015

Jak tu nie kochać takiego bobaska

„Antoni”


 



 


Mały Antoni


całkowicie nasze życie odmienił


wywrócił je do góry nogami


po prostu rządzi nami


zorientował się mały cwaniaczek


że gdy tylko zapłacze


szybko do niego biegniemy


na ręce bierzemy


sprawdzamy dlaczego płacze


czy trzeba przebrać


czy dać mlrczko


czy może kołysankę zaśpiewać


tulimy


pieścimy


uwielbia to nasz bobasek


ucisza się


nie płacze


oczka zamyka


zasypia


szczęśliwy


rozanielony


zadowolony


 

9 lip 2015

Wakacje to okres wypoczynku, ale i okres wielu wypadków

Ku przestrodze - opowiadanie napisane przeze mnie w latach osiemdziesiątych, ale jest nadal aktualne. Wprawdzie już raz było na blogu, ale przestróg nigdy za dużo.

Wpis koleżanki blogowej natchnął mnie, by przypomnieć ten tekst.

 

„ Wypadek Adama”  

Adam siedział wygodnie w pluszowym fotelu i czytał ciekawą książkę. Adam to czternastolatek, dobrze zbudowany, mocno umięśniony. Rudawe włosy i piegi pokrywające twarz, nie szpecą go, wręcz dodają uroku. Większość koleżanek z klasy podkochuje się w nim. Teraz w czasie wakacji Adam ma dużo czasu i może przeznaczyć go na czytanie ulubionych powieści. Zatopiony w lekturze z ledwością usłyszał sygnał paczki, do której należał. Podszedł do okna i mruknął:

-Czego?

- Adam, chodź nad rzekę popływać. Zobacz jaka wspaniała pogoda- kusił Jurek, jego zaprzyjaźniony kolega. Znali się niemal od zawsze. Mieszkali na jednej klatce i spędzali sporo czasu razem.

-Ale…….

-Nie ma żadnego ale. Chodź szybko. Czekamy tylko na ciebie- przerwała mu Ewa- szykowna długonoga blondynka- piękność klasowa.

Chcąc nie chcąc zrezygnował z ciekawej książki. Zajrzał do kuchni, by powiedzieć mamie, że wychodzi.

-Dobrze Adasiu. Tylko pamiętaj: żadnych skoków z mostu do wody, bo to się może źle skończyć! Na odchodnym przestrzegała mama.

-Pamiętam, mamo. Nie będę skakał, przecież przyrzekłem to tacie.

 

To było tydzień temu. Ojciec wracał z pracy i zobaczył Adama, gdy ten skakał z mostu do rzeki. Od razu Adam musiał przyrzec ojcu, że to się więcej nie powtórzy. Tata tłumaczył, że rzeka jest płytka, a dno pokryte kamieniami.

- Co będzie jeśli wpadniesz na taki kamień? -zapytał i dodał- Nieszczęście gotowe.

Oczywiście, zaraz opowiedział mamie, co Adam wyczyniał nad rzeką. Mama w wyobraźni widziała już Adama całego połamanego. Przez trzy dni nie mógł wychodzić z domu nad rzekę, choć słońce było cudowne i prażyło niemiłosiernie. Dlatego ta przestroga ze strony mamy.

 

Adam zabrał ręcznik, koc i wybiegł przed dom.

-Co się tak grzebiesz?- przygadała mu Ewa- szkoda każdej minuty.

Zaraz popędzili nad rzekę: Ewa, Jurek, Witek i Adam. Nie ma wprawdzie nad nią żadnej plaży, ale spragnionych wody w taki upał jest wielu. Rozłożyli swoje koce na trawie w pobliżu mostu. Jurek zaraz pobiegł na most i skoczył do wody. Witek poszedł w jego ślady. Ewa nie miała ochoty na pływanie. Rozsiadła się wygodnie na kocu i głośno zastanawiała- ciekawe, czy znalazłby się odważny, który skoczyłby do wody z tego wysokiego drzewa?

Skakać z drzewa? Nie, to nie dla mnie- pomyślał Adam. Nie jestem przecież kaskaderem. Wprawdzie skakał z mostu, ale to co innego. Drzewo jest o wiele wyższe. Zresztą obiecał rodzicom. Niech sobie Ewa szuka innych odważnych. Adam nie chciał ryzykować. Akurat podszedł do nich Romek ich rówieśnik, rosły czternastolatek i Ewa zadała mu to pytanie. On bez zastanowienia wspiął się na drzewo, no i skoczył. Po nim Jurek i Witek. Ewa patrzyła na Adama z drwiącym uśmieszkiem- co Adam, strach cię obleciał? Pokaż, jaki jesteś odważny- docinała. Adam nie mógł znieść tych kpin. Nie namyślając się dłużej wspiął się na drzewo.

-Raz, dwa, trzy i hop- wołała Ewa.

No i Adam skoczył.

 

Kiedy otworzył oczy ujrzał wokół siebie przeraźliwą biel. Chciał się poruszyć. Wytężył wszystkie siły lecz na próżno. Leżał bezwładny. Czuł przeraźliwy ból głowy. Cóż to? -pomyślał. Przez mgłę zamajaczyła mu postać mamy.

-Mamo- wykrztusił ledwie słyszalnym szeptem.

Pochyliła się nad nim, pocałowała w czoło i szepnęła: -jestem przy tobie synku. Leż spokojnie.

-Ale co ja tu robię? Co się stało?-

-Cicho, cicho synku- mówiła, gładząc policzek Adama.

A on przymknął powieki i zaczął się zastanawiać co się stało. No tak, przecież skakałem z drzewa, a potem? Potem to tylko pustka w głowie i straszny ból. Musiałem głową uderzyć w jakiś kamień. Czy sobie coś złamałem? Chyba nie kręgosłup? To byłoby straszne. Że też ta Ewa tak głupio mnie kusiła. Po co skakałem? Przecież obiecywałem rodzicom. Te i inne myśli chodziły mu po głowie.

Nagle na salę wszedł lekarz. Adam miał przymknięte powieki. Lekarz myślał, że śpi. Podszedł do mamy i powiedział:

- nasze przypuszczenia potwierdziły się, rentgen wykazał liczne złamania prawej kończyny dolnej, oraz pęknięcie kręgosłupa. Ale na szczęście nerwy w szyjnym odcinku rdzenia kręgowego nie zostały przerwane. Syn miał więcej szczęścia niż rozumu. Przeleży w gipsie parę miesięcy. Czekają go długie miesiące rehabilitacji. Jest jednak wielka szansa, że będzie w pełni sprawny.

Z oczu Adama pociekły łzy. Mama podeszła szybko do niego i ujęła jego dłoń.

-Słyszałeś?- zapytała.

-Tak – odpowiedział.

Po policzkach spływały mu łzy. Mama musiała je ocierać, bo on nie miał siły, by podnieść ręce.

- Synku, nie płacz- mówiła tuląc go do siebie.

- Mamo ………..- tylko tyle udało mu się wykrztusić z siebie.

- Masz szczęście synku. Niewiele brakowało, a byłoby po tobie- szeptała, głaszcząc policzek- najważniejsze, że żyjesz, a z resztą sobie poradzimy.

 

Lekarz wydawał polecenia pielęgniarkom, ale Adam już nie słuchał , jakby go to wcale nie dotyczyło. W jego głowie się kotłowało. Jeden głupi skok, a mogło się to skończyć kalectwem do końca życia, a nawet śmiercią. Cieszył się, że nerwy w odcinku szyjnym są całe, nieprzerwane. Wierzył, że po długiej rehabilitacji wróci do zdrowia.

Teraz już wie, że nie warto narażać swojego życia po to tylko , by zaimponować innym. Niech to wydarzenie będzie przestrogą dla wszystkich, którzy chcą komuś coś udowodnić, zaimponować.

8 lip 2015

Dziś nad ranem przez moje miasto przeszła potężna nawałnica

Dziś o 5:00 rano przez moje miasto przeszła potężna nawałnica.
 „ Nawałnica”

 



Dlaczego się złości?

Nie wiadomo.

Komu pogruchotać chce kości?

Nie wiadomo.

Jedno jest pewne,

gdy złość w niej wzbiera, robi się granatowa,

do natychmiastowego ataku gotowa.

Wyciąga potężne armaty,

daje do wiwatu.

Huk rozsadza czaszkę,

a ona nie milknie ani na troszkę.

Jest w swoim żywiole, zaciera dłonie,

z nienawiści ogniem zionie.

Nagle jak porzucona dziewczyna,

zawodzić zaczyna.

Zawodzi, wyje,

rzęsiste łzy leje.

Łzy wielkie jak kurze jaja.

Gwałtu rety! Aja jaja! 

Istny armagedon.

Płoną stodoły, płonie dom.

Walą się mosty, rozstępują drogi,

lista strat długa.

Ziemia żałobnym welonem spowita.

A ona? Jak niewzruszona kobieta

zostawiając zgliszcza,

ucieka.

 

nawalnica_w_pszczynie_08_07_2015(3) (500 x 300)nawalnica_w_pszczynie_08_07_2015(68) (500 x 375)nawalnica_w_pszczynie_08_07_2015(70) (500 x 300)nawalnica_w_pszczynie_08_07_2015(72) (500 x 168)

 
nawał3 (250 x 444)nawał4 (250 x 444)


 

 

/zdjęcia z internetu ze strony Miasta/

 

więcej ANTONETA
 

 

6 lip 2015

Ze względu na dzieci, będzie mnie mniej w sieci

wakacje z babcia Malwinką (500 x 333)

Jak co roku w lecie,

przebywają u mnie dzieci.

Są wakacje

i  zapewniam im atrakcje.

Pilnuję,

razem z nimi baraszkuję.

Przecież w basenie z wodą ,

 same przebywać  nie mogą.

Udaję więc wieloryba

i wraz z nimi pływam.

Jest i trampolina,

ale na nią się nie wspinam.

Ona mnie  nie kusi, nie nęci.

Po niej w głowie mi się kręci.

Lecz huśtawka, piłka,

gier planszowych kilka,

to inna sprawa.

Świetna zabawa.

Na zabawach mija nam dzionek.

Wieczorem jestem zmęczona.

Choć to tylko dziecięce igraszki,

męczą mnie troszkę.

Gdy położę się do łóżka,

zasypiam jak mała dziewuszka.

Choć więcej, by się poszalało,

niedomaga ciało.

Dusza do zabawy się rwie,

a ciało krzyczy nie!

Ale  jestem szczęśliwa.

Lubię z dziećmi przebywać.

Nie narzekam nie skarżę się wcale.

Jestem w swoim żywiole.

 

 

Ten czas tak szybko leci,

że mało mam czasu na surfowanie w sieci.

Ale wakacje przelecą, do szkoły pójdą dzieci

i ja na dobre wrócę  do sieci :)  

 

4 lip 2015

U mnie żar leje się z nieba

Już od paru dni żar  leje się z nieba, więc rozpoczęliśmy na dobre sezon wakacyjny. Basen napełniony wodą. Dzieciaki maja raj, Basen, trampolina, huśtawka- czego im więcej trzeba? No może morza, bo góry mamy blisko. Morze im się marzy.

kacper i franek (500 x 333)Aga i Franek (500 x 497)troje (500 x 364)łukasz (500 x 289)

 

 

 

 

 

 


 


 

 Latem 2013r. też były takie upały, bo już wtedy o nich pisałam: 


„Żar z nieba„


Nie pójdę dziś na pole


ja tam w domu zostać wolę


słońce mocno praży


nie zamierzam się usmażyć


robić nic się nie da


kiedy żar się leje z nieba


opalanie niewskazane


wolę leżeć na tapczanie


bąki zbijać cały dzień


taki ze mnie wtedy leń


jestem słaby ociężały


tak przeleżę przez dzień cały


a gdy słonce pójdzie spać


  wtedy mogę wstać


10 sierpnia 2013r.

3 lip 2015

Jedni z dzieciństwa pamiętają zapach chleba domowego, inni smak szarlotki, a ja wspominam zupę nic

„ Zupa nic”

 

Wtargnął kogut do kurnika,

głośnym pianiem kurki wita.

 

Kukuryku! Kukuryku!

 

Wstawać śpiochy. Jajka znosić.

Gospodyni bardzo prosi.

Potrzebuje jajek kopę,

na jajeczną zupę.

Po południu przyjdą goście,

więc szybciutko jajka znoście.

Wstawać! Wstawać! Do roboty,

bo możemy mieć kłopoty.

Ko, ko, ko! Nie bój się kogucie.

Pomożemy żółtka utrzeć.

Niech się gospodyni nie frasuje.

Niechaj mleko już gotuje.

Zdążymy białka ubić.

Migiem powstanie „zupa nic”.

Wanilią pachnąca.

Wspaniała, kusząca.

Mniam, mniam. Ślinka leci.

 

A wy lubicie „zupę nic” kochane dzieci?

Ja uwielbiam.

Polecam ją wam. Mniam, mniam.

 



 
Jak zrobić zupę nic?Do przygotowania zupy nic dla 4 osób potrzebować będziesz:1 l mleka,
3 jajka,
100 g cukru,
pół laski wanilii,
sól.
Przygotowanie zupy nic zajmuje około 20-30 minut.

Jajka należy umyć i wyparzyć wrzątkiem. Po wykonaniu tej czynności żółtka powinny zostać oddzielone od białek. Do białek należy dodać szczyptę soli, około 80g cukru i ubić je na sztywną pianę.

Laskę wanilii należy dodać do mleka i gotować je przez około 5 minut na małym ogniu tak, by nie wykipiało. Następnie należy wyjąć wanilię, a na powierzchnię mleka kłaść łyżeczką ubitą pianę i gotować ją przez 2-3 minuty. Pianki powinny być obgotowane z obu stron. Następnie pianki należy umieścić na talerzach.

Żółtka trzeba utrzeć, dodając do nich 20 g cukru. Mleko zdejmujemy z ognia i dodajemy do niego żółtka z cukrem. Następnie mleko powinno zostać ponownie zagotowane. Należy pamiętać, żeby w trakcie gotowania cały czas je mieszać. Mleko po kilku minutach powinno zgęstnieć.

Mleko wylewamy na talerze, a na powierzchni kładziemy przygotowane wcześniej pianki. Potrawę można według upodobań dosłodzić. 

 

 

 

1 lip 2015

Nareszcie piękna pogoda, świeci słońce. A kto je uwolnił?

„ Kto uwolnił słoneczko?”

 

Baba Jaga z bajki, ta co ma chatkę z piernika,

odpowiada za to, że słoneczko pojawia się i znika.

Pewnego ranka, kiedy wstała w bardzo złym humorze,

uwięziła słoneczko w chatce, w ciemnej komorze.

 

Gdy jej zimno czasami, na chwileczkę małą,

wypuszcza słoneczko, by jej stare kości ogrzało.

Potem na powrót w ciemnej komorze zamyka,

w swej małej chatce, chatce z miodowego piernika.

 



 

Mała Juleczka postanowiła uratować słoneczko.

Nocą, gdy wszyscy spali, wyszła ze swojego łóżeczka,

podeszła do okienka, wspięła na paluszki,

po cichutku, cichuteńko, przywołała dobre wróżki.

 

Nie czekała długo. Wszystkie pojawiły się natychmiast.

W pięknych strojnych szatach, otoczone milionem gwiazd.

Szybko do pracy się zabrały. Obiecały małej Juleczce,

że gdy rankiem wstanie, na swoim miejscu będzie słoneczko.

 

Dotrzymały słowa. Gdy tylko Julka się obudziła,

rozpromienione, uśmiechnięte słoneczko zobaczyła.

W podzięce za uwolnienie, oczkiem do niej mrugnęło.

Zatańczyło ognistą rumbę i za rogiem zniknęło.