29 sie 2013

Czy wiecie kto to jest Wróżka Zębuszka

„ Wróżka Zębuszka„ 

Babcia Malwinka siedziała w swoim ulubionym fotelu, czytając poranną prasę, kiedy podeszła do niej sześcioletnia Zosia, zadając pytanie:






-Babciu, czy Ty widziałaś kiedyś Wróżkę Zębuszkę?

- Nie kochanie , nie widziałam i nie słyszałam o takiej wróżce- odpowiedziała babcia.

- To niemożliwe babciu, na pewno o niej słyszałaś, wszyscy ją znają- nie dawała za wygraną Zosia, a Zuzia – siostra bliźniaczka- nie wierząc babci- spytała- to kto przyniósł naszej mamusi prezent, gdy straciła pierwszy ząbek?

- A, to o taką wróżkę od ząbków wam chodzi? Ktoś mi mówił, że taka wróżka pojawiła się na świecie. Z tego co wiem, to ona jest bardzo młoda. Jak wasza mama była malutka, to jej jeszcze na świecie nie było- odpowiedziała babcia.

- Naprawdę?- zdziwiły się dziewczynki.

- Tak, tak –  potakiwała babcia - podobno urodziła się niedawno- coś wasza mama mi wspominała. Ale dlaczego ona was tak interesuje?   

- Bo babciu zobacz, mój ząbek się rusza- mówiła Zosia, pokazując chwiejący ząbek.

- Oj, rzeczywiście rusza się i to mocno. Myślę, że ta wróżka przyjdzie do ciebie Zosieńko. Ale czy ty wiesz co trzeba zrobić, by przyszła?

- Wiem babciu. Podobno wypadnięty ząbek trzeba ładnie owinąć w bibułkę i wsadzić pod poduszkę, wymawiając jakieś zaklęcie. Wróżka Zębuszka przyniesie jakiś mały prezencik lub pieniążek, w zamian za ząbek, który sobie zabierze. Wiesz ona przychodzi jak wszyscy śpią.   Tylko jest problem- ja nie pamiętam zaklęcia. I co my zrobimy? –zapytała zmartwiona Zosia.

- Po pierwsze, to ząbek jeszcze nie wypadł, a po drugie- myślę, że do czasu kiedy ząbek wypadnie uda nam się gdzieś zdobyć tę formułę zaklęcia, a może zaklęcie nie jest potrzebne?- uspokajała babcia Zosię. Może wystarczy głośno powiedzieć jakiś wierszyk, na przykład:

Wróżko Zębuszko


kładę ząbek pod poduszką.


Weź go sobie.


Mi on niepotrzebny- bowiem


wyrośnie mi ząbek nowy.


Piękny zdrowy.


Końcowy fragment rozmowy usłyszała wchodząca właśnie do pokoju Emilka. Emilka to trzynastoletnia pannica,  więc wypadanie pierwszych ząbków ma już za sobą.

- Zaklęcie nie jest potrzebne, wystarczy jak schowasz ząbek pod poduszką. Wróżka Zębuszka sama przyjdzie- zobaczysz Zosiu- powiedziała Emilka, mrugając do babci porozumiewawczo- ale ten wierszyk możesz powiedzieć, jeśli chcesz. Sama go wymyśliłaś babciu?

- Noo. Widzisz Zosiu to o nic nie musimy się martwić, schowasz ząbek, powiesz wierszyk i to wszystko- skwitowała babcia i poszła do kuchni zająć się obiadem.

Dzieci między sobą jeszcze długo opowiadały o wróżce i wypadających ząbkach. Babcia gotując, przysłuchiwała się dyskusji, toczącej się w pokoju obok.

- Jak ci wypadną ząbki, to jak będziesz gryzła chlebek?- interesował się czteroletni Franuś-  będziesz taka brzydka! Ja widziałem w telewizji takiego pana bez zębów. On wyglądał jak jakiś potwór.

- Franusiu Zosi wyrosną nowe ząbki, a i te nie wypadną jej wszystkie naraz – tłumaczyła maluszkowi Emilka. Te pierwsze ząbki wypadają wszystkim. Tobie też wypadną.

- Ja nie chcę być bez ząbków- zawołał przerażony Franek.

- Ale wszystkim dzieciom wypadają- powiedziała Emilka-To są mleczne ząbki.

- Niby z mleka?- wtrącił pytanie Patryk- sześcioletni kuzyn dziewczynek.

- Nie, nie z mleka, tylko taką mają nazwę. A czemu się tak nazywają? Może dlatego, że wyrastają jak odżywiamy się głównie mlekiem?- próbowała  odpowiedzieć sama sobie Emilka. Potem wyrastają zęby stałe. Trzeba o nie bardzo dbać, bo są bardzo podatne na próchnicę. Kiedy próchnica zaatakuje ząbki, można je stracić i następne już nie wyrosną. Dlatego pamiętajcie o dokładnym szorowaniu ząbków. Są różne pasty do zębów. Przecież wiecie, bo myjecie codziennie ząbki.

- A Patryk dzisiaj nie umył- zawołał Franek.

- To nieprawda!- spytaj babci, ona widziała jak myłem- oburzony Patryk uderzył Franka w ramię.

- Tak widziałam, zawołała z kuchni babcia, słysząc oskarżenia Franka, ale nie wolno od razu bić Patryku. To nieładnie.

- Skarżyć też jest nieładnie, pani w przedszkolu nam mówiła- próbował się usprawiedliwić Patryk.

Ten Franuś to taki mały łobuziak. To właśnie on nie chciał rano umyć ząbków, tłumacząc, że w nocy nic nie jadł i ma je czyste. Ile się babcia musiała naprosić, żeby je wreszcie umył. Patryk bardzo szybko się denerwuje i ma tak brzydki zwyczaj klepania brata po ramieniu. Babcia niejednokrotnie tłumaczyła, że tak nie wolno, ale on stale się zapomina. Potem Franek płacze.

Tego popołudnia przyjechali rodzice dziewczynek. Przywieźli arbuz, który tak dziewczynki uwielbiają.

Dzieciaki zasiadły przy stole, delektując się nim. Zajadały z wielkim apetytem. Śmiechu było przy tym wiele. Nagle Zosia wstała od stołu i pobiegła do łazienki, zasłaniając buzię raczkami. Długo nie wychodziła. Zaniepokojona mama poszła zobaczyć co się stało, a Zosia stała i płakała.

- Co się stało?- zapytała mamusia- a ona łkając powiedziała, że zjadła ząbek.

Mamusia zajrzała do buzi i rzeczywiście zobaczyła puste miejsce, a po ząbku ani śladu. Zdawało się, że Zosia się nie uspokoi. Przecież miała przyjść Wróżka Zębuszka, a ząbka nie ma- i co teraz?

- Zosieńko nie płacz. Jak wypadnie drugi ząbek to włożysz go pod poduszkę- zasugerowała mamusia- i wtedy Wróżka Zębuszka przyjdzie.

- Ale Wróżka Zębuszka przynosi prezent, gdy wypada pierwszy ząbek. Tak w przedszkolu opowiadały wszystkie dzieci- mówiła zapłakana Zosia.

- Nie martw się Zosiu. Wróżka wie, że wypadł ci ząbek i na pewno coś przyniesie nocą- pocieszała mamusia. Przecież wróżki wszystko wiedzą.

- No chyba tak- Zosia przyznała mamusi rację i po tych słowach twarz Zosieńki się rozpromieniła. Będzie mogła spokojnie zasnąć, a rankiem będzie czekał na nią prezent. Teraz dumna pokazywała miejsce po zębie pozostałym dzieciakom. A one zafascynowane stały i każdy po kolei zaglądał. Zainteresowanie było ogromne. Chyba nawet przyjazd ufoludków nie wywołałby większego zainteresowania. Jak tym dzieciom niewiele potrzeba do szczęścia- pomyślała babcia i spokojnie usiadła w swoim ulubionym fotelu. Dzieciaki jeszcze długo rozmawiały o ząbkach, a babcia uśmiechała się zadowolona, że ma takie kochane wnuki. Martwiła się tylko, że wakacje się kończą i w „żabim domu” znowu zapanuje cisza.

 „Żabi dom” to dom babci Malwinki, w którym wnuki spędzają letnie wakacje. Dom został tak nazwany z powodu koloru, na jaki jest pomalowany.

 

Więcej opowiadań i wierszy można znaleźć tutaj

Antoneta

28 sie 2013

Przepis na sernik z brzoskwiniami bez brzoskwiń

Na pewno każda gospodyni ma przepis na sernik z brzoskwiniami. Moja rodzina uwielbia serniki, a ten w szczególności. Przepis ten przypadkowo zmodyfikowałam i o dziwo rodzina woli go w tej nowej wersji- czyli sernik z brzoskwiniami bez brzoskwiń. Ktoś postuka się po głowie, z brzoskwiniami, ale bez brzoskwiń? Jakieś głupoty ktoś tu opowiada, ale cóż taka jest prawda. To tak jak rodzynki, nie każdy je lubi w cieście. Z paczki podkradać to tak, ale w cieście?. Bee! Z brzoskwiniami to samo.

Może zacznę od początku. Goście zapowiedzieli się z tygodniowym wyprzedzeniem. No to kombinuję co upiec? Może sernik?- podpowiadają moi mali cukiernicy. O! to jest dobry pomysł. Wraz z maluchami zabieram się do pracy. Szybko, sprawnie nam to poszło. No jak taka wspaniała ekipa pracowała, to jak mogło pójść inaczej? Marysia czytała przepis, Zosia podawała składniki, Zuzia i Patryk pomagali przy miksowaniu, a mały Franio co? Podawał łyżki, warzechy i co tam miał pod ręką. Dopiero jak włożyliśmy ciasto do piekarnika, to Zuzia zauważyła na półeczce pokrojone brzoskwinie, które miały iść do sernika. Porażka- pomyślałam- co to będzie? Ale wierzcie mi nikt się nie zorientował, że czegoś brakuje, wręcz przeciwnie, zachwyt był ogromny. Sernik rozpływał się w ustach. I odtąd sernik piekę bez brzoskwiń, a domownicy stwierdzili, że bez nich jest dużo smaczniejszy. 

Bardzo prosty przepis. Składniki na dużą blachę: 

CIASTO

  • 3 szklanki mąki

  • ½ szklanki cukru

  • 250g masła ( spokojnie można dać margarynę)

  • 5 żółtek

  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia


Wyrobić wszystkie składniki . 2/3 ciasta wyłożyć na blachę, a pozostałą część wsadzić do lodówki 

          MASA SEROWA

  • 250g masła

  • 300g cukru

  • 1 kg białego sera ( ja kupuję w wiaderku)

  • 2 budynie śmietankowe w proszku

  • 1 puszka brzoskwiń ( robię bez i jest bardzo dobre)


Masło utrzeć z cukrem na pulchną masę, dodawać kolejno ser, jajka budynie- wszystko razem wymieszać na gładką masę. Wylać masę serową na ciasto. Na to pokrojone brzoskwinie( niekoniecznie), 

             PIANA

  • 5 białek

  • 1 szklanka cukru

  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej


Do dobrze ubitych białek dodawać stopniowo cukier ( stale ubijając). Na koniec dodać mąkę ziemniaczaną i delikatnie wymieszać. Tak uzyskaną pianę wyłożyć na masę serową. Na pianę pokruszyć pozostałe ciasto. No i do nagrzanego piekarnika. Piec około godziny w temperaturze 180 stopni. Po godzinie wyłączyć piecyk i pozostawić ciasto jeszcze w piekarniku, uchylając drzwiczki. Po 5-ciu minutach ciasto wyciągnąć. Całość można posypać ( nie trzeba) cukrem pudrem). 

Naprawdę pychotka- pace lizać. Życzę smacznego.

 

27 sie 2013

Na wakacjach jest wesoło

„ Na wakacjach jest wesoło” 

Na wakacjach jest wesoło


morze jeziora góry las


na zabawach z przyjaciółmi


w mgnieniu oka mija czas


 


to wycieczka w góry


znanym szlakiem Orlich Gniazd


podziwianie zamków i warowni


sięgających srebrnych gwiazd


 


innym razem czeka morze


tudzież rzeka stary las


zbiór jagódek i poziomek


atrakcja dla każdego z nas


 


potem kąpiel w rzece


krótkie spływy kajakowe


wspólne spanie pod namiotem


nieustannie przygody nowe 




a gdy ciemna noc przychodzi


ognisko śpiew zabawa


prawdziwe letnie wakacje


to frajda- cudowna sprawa


 

 ognisko (500 x 236)


 

trwać by mogły one wiecznie


lecz niestety wracać czas


szkoła a w niej nauka


po wakacjach czeka nas


 

Anna Bednarek

/ilustracja  z netu/

 

26 sie 2013

Zapomniała Ola misia

„ Zapomniała Ola misia” „





Oleńka, kruszynka mała


misia od babci zabrać zapomniała.


Zapomniała Ola misia



Oj, smutno będzie Olusi dzisiaj


bez swojego pluszowego misia,


bo to jej kumpel wielki,


lekarstwo na wszelkie rozterki.


Miś towarzyszy jej zawsze i wszędzie.


Oj, co to będzie? co to będzie?


Olusia się zapłacze,


bo swego misia dzisiaj nie zobaczy.


Kto pocieszy Olusię?


Kto posłuży za podusię?


Kiedy nocka nastanie


kto z Olusią zostanie?


Kto ją obroni?


Kto „beboki „ przegoni?


Biedna mała


głośno zapłakała:


Mamusiu!


gdzie misiu?


Ja bez misia nie chcę spać,


musimy go zaraz odszukać.


Ja tęsknię za nim,


za mym misiem kochanym.


Misiu został u babuni,


dziś babunię obroni.


Jutro pojedziemy po misia,


musisz spać bez niego dzisiaj.


Zamknij oczka, śpij.


O swym misiu śnij.


A aa ,a aa,


śpij kruszynko ma.


Więcej moich wierszy można znaleźć TUTAJ

25 sie 2013

Marzenie gwiazdki migocącej nocą

„ Marzenie gwiazdki „
Nocą

gwiazdki migocą.

Błyszczą na niebie.

Jedna mruga do ciebie.

 


     / rysowała Agnieszka lat 9/

 
„Jeśli chcesz

To mnie bierz.

Wolę być u ciebie

niż świecić na niebie.

 

Tutaj gwiazd miliony.

Nie zauważają mej korony.

Jestem skromną białogłową.

U ciebie będę królową.

 

Gdy przyjdzie noc ciemna,

straszna, nieprzyjemna

pokoik twój rozjaśnię.

Takie me marzenie właśnie”.

 

 

24 sie 2013

Czy wiecie, że smok wraca na Wawel?

„ Smok wraca na Wawel „ 
Człap, człap, człap.

Kto to zostawia taki ślad?

Kto tak człapie?

Kto tak sapie?

Człapie, człapie,

dyszy, sapie.

Dyszy jak parowa lokomotywa.

Człapie, przystaje, odpoczywa.

Poci się, ogniem zionie,

a to drogi jeszcze nie koniec.

Mała Oliwka wytęża wzrok.

Patrzy w przód, w tył, patrzy w bok.

Czyżby to był? – niemożliwe-

Wawelski smok?- tak, to smok prawdziwy.

 

 

Olbrzymi, zielony, z długim ogonem.

Dyszy, sapie, chyba zmęczony.

Przysiadł pod drzewem w cieniu,

na wielkim kamieniu.

Otarł pot z czoła,

rozgląda się ciekawie dookoła.

Widać uśmiech na jego twarzy,

zamyślił się, zamarzył.

Po chwili jakiś rulonik wyciąga,

rozwija, ogląda.

To stara, zniszczona mapa.

Odnalazł ją po wielu, wielu latach.

Już niedaleko,

za rzeką,

już bardzo blisko

stoi stare zamczysko.

A w pobliżu smocza jama,

od lat przez niego poszukiwana.

 

Wstaje, człapie.

Pot z niego kapie.

Człap, człap, człap,

kap, kap, kap.

Nie zatrzymuje się, nie przystaje,

idzie i idzie dalej.

Jest bliski celu,

już widać wrota Wawelu.

Niedługo spełni się jego marzenie,

w smoczej jamie znajdzie schronienie.

Tam gdzie żyli jego przodkowie,

w Grodzie Wawelskim- w Krakowie.

Człap, człap, człap.

Kto to zostawia taki ślad?-

Krakowianie się zastanawiają-

smok wraca!- przerażeni wołają.

Nie wiedzą czy się bać?

Nie wiedzą czy się śmiać?

 

A smok-

winy poprzednika chce wymazać,

wszystkim ludziom pokazać, że

można być dobrym smokiem,

czarować swym urokiem.

Być atrakcją kochanych dzieci

przez kolejne stulecia.

Antoneta

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Ap93xQ2AQq0

22 sie 2013

Dzisiaj u babci wielki ruch

W „żabim domu” było dziś gwarno 

W „żabim domu”, a tak go nazwano z powodu koloru, na jaki jest pomalowany, było dziś gwarno jak jeszcze nigdy podczas tych wakacji. :-) Piątka wnuków ( sześcioletnie bliźniaczki Zuzia i Zosia, ich rówieśnik Patryk, czteroletni Franek i dziewięcioletnia Marysia) wypoczywająca u babci Malwinki to codzienność, ale ośmioro wnucząt? :-D To sytuacja, która nie zdarza się często. Do babci i dziadka w odwiedziny przyjechała  trzyletnia Oleńka, siedmioletnia Asia i najstarsza wnuczka, trzynastoletnia Emilka.

068.gif

 

Emilka to duża panienka. Już o głowę przerosła babcię Malwinkę. To po tacie, którego niestety nie pamięta, bo była malutka, gdy zmarł. Emilka to mądra dziewczynka. Dziś pomagała babci Malwince ogarnąć całą tę gromadkę. A nie było łatwo. Zosia musiała mieć tę lalkę, którą akurat bawiła się Zuzia. Mała Oleńka zgubiła swojego pieska i wszyscy musieli go szukać. Franek co rusz zarządzał ciszę, bo chciał coś powiedzieć, a nikt go nie słuchał. Patryk chciał rysować, a Marysia bawić w kalambury. :-?

-  Hola, hola dzieciaki- proszę o spokój- babcia musiała wkroczyć do akcji, bo dzieciaki zaczęły się kłócić. Macie tyle klocków. Zbudujcie coś ładnego. Może urządzimy konkurs?

- Jaki- dopytywała Marysia.

- Może, może?- zastanawiała się babcia - kto zbuduje najwyższą wieżę?

- O, tak!- zawołał uradowany Franek.

- Ja będę sędzią- zdeklarowała się Emilka.

- A ja muszę gotować obiadek- oznajmiła babcia.

- A co będzie dobrego?- zapytała Zuzia.

Babcia nie zdążyła odpowiedzieć, gdy Zosia poprosiła o rosołek, Franuś o makaron z cukrem, a Marysia miała chęć na naleśniki. Babcia wolała nie słuchać dalej, bo każdy chciał coś innego. Niestety musiała  ugotować coś takiego, by wszyscy byli zadowoleni. Jak tu wszystkim dogodzić? Biedna miała problem nie lada. :-(

Obiadek , który przygotowała babcia , wszystkie dzieciaki wcinały z apetytem. Na całe szczęście.

- Babciu, a kiedy upieczemy znowu coś dobrego?- interesowała się Zuzia, która po przygodzie w czekoladowej krainie,  zarzekała się, że będzie jadła mniej słodyczy.

- Ja bym zjadła serniczek. Babciu Ty pieczesz taki dobry- przymilała się Asia. :-D

- A wiecie, że to dobry pomysł. W lodówce mam biały ser, pozostałe składniki też się znajdą- po obiedzie  moi cukiernicy zabieramy się do pracy.

- Wszyscy?- zdziwiła się mała Oleńka, bo ona jeszcze nigdy nie brała udziału w pieczeniu.

- Oczywiście- powiedziała babcia, myśląc, że ucieszy tym małą.

- Ale ja nie chcę, ja nie lubię pracować- oznajmiła i wyszła z kuchni.

- Cha, cha :-D – babcia została bez słowa- taki mały brzdąc i proszę, pracować się jej nie chce. Maluchy zawsze garną się do pomocy przy pieczeniu, a tu proszę? Ale to jeszcze lepiej- pomyślała sobie . Tam” gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść”. Dobrze, że Oleńka zrezygnowała z pomocy, ona by tylko przeszkadzała. Przecież ona ma dopiero trzy latka. Już było słychać jak przymila się do dziadka.

- Ja też idę się bawić- zakomunikował Franek i już go nie było w kuchni.

- A to niespodzianka?- powiedziała babcia- to kto dzisiaj pomaga?

- My! - zawołały dziewczynki chórem.

Ekipa złożona z babci i sześciu pomocnic zabrała się ochoczo do pracy.

- Raz dwa sernik upieczemy i zaraz go zjemy- no nie dziewczyny?- mówiła Emilka, ubijając białka.

- Ja podam, ja - wołała Zuzia, gdy babcia poprosiła o mąkę,

- A ja wsypię budyń- mogę babciu?- pytała Asia.

- Dobrze kochanie.

Pracowały zgodnie, szybko, sprawnie. Sernik szybko znalazł się w piecu.  068.gif

Wieczorem, gdy zapanowała cisza, a po serniku nie było śladu, babcia  usiadła wygodnie w swoim fotelu rozmyślając. Jak ten czas szybko leci. Niedawno rozpoczęły się wakacje, a już właściwie się kończą. Emilka i Marysia pójdą do szkoły, pozostałe wnuki do przedszkola i znowu nastanie pustka w domu. :cry: Cisza………………..

 

Jak rozpoznać swój talent

 

Każdy od Pana Boga jakiś talent dostał.


Odnaleźć go w sobie to sprawa nie prosta.


Jednego pięknego dnia to mi się wydaje,


że malowanie obrazów najlepiej mi się udaje.



Kiedy jestem radosna i wesoło śpiewam sobie,


to myślę, że to jest to co najlepiej robię.


gify muzyk muzyka

Robiąc bukiet z kwiatów dla mojej mamusi,


zauważyłam, że praca z kwiatami mnie kusi.



Ostatnio na wuefie ćwiczyliśmy skoki,


na zdobycie medalu mam ogromne widoki.


Powiedziała mi kiedyś pani z koła tanecznego,


że pięknie lekko tańczę, mam wielki dryg do tego.


gify taniec

Lecz cóż matematyka- nie leży mi moi drodzy,


nie chce mi w ogóle do mojej głowy wchodzić.


Astronomia! A ja jaj! to bardzo trudny temat.


Nie mam wcale pojęcia dlaczego są zaćmienia?


Geometria, fizyka- w tym się całkiem gubię,


chyba tych przedmiotów nigdy nie polubię.


Za to uwielbiam historię, poznawać dzieje świata,


wtedy rzeczywistość z magią mi się przeplata.


Co wybrać, doskonalić? Otóż widzicie sami,


zostałam obdarowana wieloma talentami.


Nie jestem jeszcze pewna w którym iść kierunku.


Pomóżcie mi kochani- ratunku! oj! ratunku!


Antoneta

20 sie 2013

Mega czekoladowy tort urodzinowy

W malowniczej miejscowości położonej na południu kraju stał piękny duży dom, w którym mieszkała babcia  Malwinka. Dom pomalowany był na zielono dlatego wszyscy okoliczni mieszkańcy nazywali go „żabim domem”. Okolica, w której się znajdował była przepiękna. Niedaleko domu rozpościerał się duży stary las, do którego chodziła babcia z wnukami na jagody i maliny, a zaraz za płotem przepływała mała rzeczka, dająca ochłodę podczas letnich upałów.



Pewnego słonecznego ranka mieszkańcy domu pogrążeni byli jeszcze we śnie, kiedy mały czteroletni Franuś obudziwszy się, przypomniał sobie o urodzinach swojej mamusi. Właśnie to dzisiaj nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Franuś to jeden z piątki wnuków, którymi opiekowała się babcia podczas letnich wakacji. To tutaj w „żabim domu” Franuś, Patryk, Zosia, Zuzia i Marysia przeżywali swoje wspaniałe przygody.  Dzieci, jak to dzieci, miały tysiące pomysłów na minutę i babcia musiała mieć oczy naokoło głowy, pilnując, by sobie nic nie zrobiły. Niejednokrotnie musiała wkraczać do akcji i rozstrzygać dziecięce spory.

Babcia obiecała Franusiowi, że upieką razem duży czekoladowy tort na urodziny mamusi. Teraz nadszedł czas spełnienia obietnicy.

Wdzierające się przez okno pierwsze promienie słońca, nie dawały Franusiowi spać. Pomyślał, że to najwyższa pora, by wstać i zabrać się za pieczenie. Wygramolił się z łóżka i pobiegł do sypialni babci i dziadka, rzucając się z impetem na ich łóżko. Przestraszona babcia,  chwyciwszy się za serce krzyknęła:

- Franusiu, dziecko kochane- co się stało? O mało nie pogruchotałeś mi kości.

- Wstawaj babciu. Zapomniałaś? Dzisiaj moja mamusia ma urodziny, musimy upiec torcik.

- Nie, nie zapomniałam, ale jest bardzo wcześnie, możemy jeszcze troszeczkę pospać. Połóż się tu obok mnie i dziadka.

- Zobacz babciu jak świeci słoneczko i jak pięknie śpiewają jaskółeczki. Słyszysz? – nie dawał za wygraną Franuś.

Chcąc nie chcąc, babcia musiała wyjść z łóżka, chociaż była dopiero 6:00 rano.

Wychodząc z sypialni, babcia natchnęła się na pozostałe maluchy, które wyrosły przed nią jak grzyby po deszczu.

- Ooo, widzę, że moi mali cukiernicy już nie mogą się doczekać kiedy zabierzemy się do pracy. No to do łazienki, umyć się, ubrać. Pamiętajcie o ząbkach- prosiła babcia- po śniadaniu pieczemy torcik.

Poprzedniego dnia wspólnie z dzieciakami uzgodniła, że  przygotują małą niespodziankę dla mamy Franusia i Patryka z okazji jej urodzin. Chłopcy cały dzień zastanawiali się jakie ciasta lubi mamusia. Stanęło na tym, że wspólnie z babcią  upieką tort czekoladowy oraz zrobią pyszny malinowy deser. Pachnące leśne maliny chłodziły się już w lodówce.

Dzieciaki pośpieszyły się z poranną toaletą jak nigdy. Po paru minutach umyte, ubrane, zasiadły przy kuchennym stole. Babcia ledwie zdążyła przygotować dla nich śniadanie. 
Cukiernicy moi mali

będą mi tu pomagali.

W mig się uwiniemy,

pyszny torcik upieczemy.

Zaraz będzie też gotowy

puszysty deser malinowy. 

Nucąc cichutko, babcia wyciągała potrzebne składniki. 

- Tyle czekolad?- zdziwił się Franuś, zobaczywszy jak babcia wyciąga czekolady jedna za drugą- ja je policzę- postanowił.

- No to licz.

- Jeden, dwa , trzy, cztery. Cztery są takie same. O! A tamte są inne! - zawołał.



-  Bo te tutaj , to są gorzkie czekolady, a tamte –białe- obwieściła babcia- licz dalej Franusiu.

- Jeden, dwa, trzy …. –aż tyle?- dziwił się Franek.

- A ile jest razem?- dociekała babcia.

- Sześć –wypaliła Zuzia- sześciolatka, rówieśnica Zosi i Patryka.

- Ja miałem policzyć- zdenerwował się Franek.

- Franusiu nie denerwuj się, może Zuzia źle policzyła. Policz jeszcze raz- babcia ratowała sytuację.

Niestety obrażony Franuś wybiegł do pokoju obok.

- Obrażalski- zawołał za nim Patryk.

- Poradzimy sobie bez niego- oznajmiła Zosia.

Ale babcia nie chciała piec bez Franusia, musiała z nim porozmawiać i wytłumaczyć, że tak nie można się zachowywać. Obrażać się o byle co to nieładnie.  Po paru minutach mali cukiernicy pracowali w komplecie. Oczywiście babcia musiała wyciągnąć jeszcze jedną czekoladkę, bo maluchy po kryjomu podkradały, myśląc, że babcia nic nie zauważy. Chociaż to gorzka czekolada, zniknęła w mgnieniu oka. Mali cukiernicy z umorusanymi buźkami pomagali babci zawzięcie.

                       

Szybko forma z ciastem znalazła się w piekarniku. To dopiero część zadania została wykonana. Jeszcze trzeba było zrobić biały i brązowy mus czekoladowy, który przed włożeniem na tort musiał stężeć w lodówce. Sporo było zamieszania w kuchni, bo z deserem malinowym też było dużo pracy. Mikser poszedł znowu w ruch. Dopiero , gdy deser babcia włożyła do lodówki, dzieciaki na chwilę odetchnęły. Potem było sprzątanie. Nawet dziadek włączył się do pracy. Kiedy w jadalni zapanował błysk, babcia postanowiła skończyć torcik. Jakież  było jej zdziwienie, gdy zobaczyła pusty garnek po białym musie czekoladowym, który miał zdobić górę tortu.

- Dzieci chodźcie tu do mnie- zawołała zdenerwowana- może mi powiecie dlaczego garnek jest pusty? Gdzie jest mus?- pytała babcia, pokazując pusty garnek.

Dzieci ze zdziwieniem zaglądały do garnka jedno po drugim.

- Ja skosztowałam tylko troszeczkę- powiedziała Marysia.

- I ja , ale niewiele- wołała Zuzia.

- No i ja troszkę, naprawdę ociupinkę- przyznała się Zosia.

- A ty Patryku?- pytała babcia.

- No też trochę skosztowałem.

- A mi dał dziadek i on tez jadł- pochwalił się Franek.

Wszyscy spojrzeli w stronę dziadka, który spytał:

- A to było do czegoś potrzebne? To było takie dobre. Niewiele tego było więc wyjedliśmy z Frankiem.

- I co teraz?- babcia złapała się za głowę- co damy na tort?- o wy małe łakomczuszki. Wiecie, że nie wolno bez pytania nic wykradać?

Dzieciom zrobiło się głupio, Zuzi zbierało się na płacz, tylko Franek trajkotał coś bez sensu.

- Zrobimy jeszcze jeden mus czekoladowy. Babciu, nie gniewaj się. On był taki dobry- tłumaczyła Marysia, a pozostałe dzieci jej zawtórowały.

- Nie wiem czy mamy potrzebne składniki?- zastanawiała się babcia.

Dziadek czuł się winny i szybko zadeklarował pójście do sklepu. Cóż było robić. Nie było innego wyjścia. Na szczęście zdążyli na czas.                     

 

Tort wyszedł wspaniały, a mamusia chłopaków nie mogła wyjść z podziwu. Z tortu nie został ani jeden okruszek, taki był pyszny. Mali cukiernicy spisali się na medal ( no może z jednym małym wyjątkiem). Ale gdyby nie ta przygoda nie byłoby się z czego pośmiać. A tak ta historia już na zawsze pozostanie w ich pamięci.

 

19 sie 2013

Korniszony- mam nadzieję, że wszyscy je lubią

   „ Korniszony „
„Oj jak ciasno w tym słoiku”

szepce pan ogórek do cebuli.

„Z tej ciasnoty nóg nie czuję,

z braku tlenu głowa boli”.

 

„Ja tam nie narzekam”-

liść laurowy wtrąca słówko.

„Tańczyć ,śpiewać mam ochotę

wraz  z marchewką- młodą wdówką.

 

Panie ogórku kochany

niech się pan nie dąsa.

Teraz czas na harce

niech pan z nami pląsa”.

 


 / ilustracja Kacperek lat 5/

 
Pani gorczyca wywija piruety,

woda w słoiku bulgocze.

„Ale zabawa bombowa”

cieszy się  ocet.

 

Angielskie ziele

małymi rączkami wywija,

biega ,dokazuje,

zgrabnie tancerzy omija.

 

Zabawa wyśmienita.

Cukier z solą swawolą,

podskakują ,przytupują,

że aż  nóżki bolą.

 

Cebula rozgrzana

ociera pot z czoła.

Pan ogórek roztańczony

o bólu zapomnieć zdołał.

 

Wszyscy się bawią ,

kręcą, wirują dokoła.

Korniszony gotowe!

Pani gospodyni woła.

 

Wszystkim zrzedły miny.

Pan ogórek niepocieszony.

Złości się , bunt w nim wzbiera.

Nie chce być na obiad zjedzony.

 

17 sie 2013

Czy wiecie gdzie leży Afryka, Ameryka?

„ Lekcja geografii„                                    
Uczniowie moi kochani proszę wyjąć karteczki.

Na dziś powtórka była zadana, napiszemy klasóweczkę.

Miny uczniowie mają smutne. Prosimy pana profesorze,

aby pan klasówkę na inny dzień przełożył.

Profesor waha się chwilę. Moja młodzieży kochana

o ile się nie mylę, to powtórka była już dawno zadana.

To prawda panie profesorze. Lecz nikomu uczyć się nie chciało.

Słoneczko świeciło na dworze, fajnie się opalało.

 

Dobrze- jeśli pisać nie chcecie moi drodzy uczniowie,

to z ławeczek odpowiadać będziecie. Zobaczę czy pustkę ma cie w głowie.

Niech pracuje każda głowa, będę pytania zadawał.

Za dobre odpowiedzi piątki stawiał.

Pierwsze padło już pytanie. Uczniowie się głoszą.

Znają odpowiedź na nie. Z wyjątkiem Bartosza.

gify uczeń studentgify uczeń studentgify uczeń studentgify uczeń student
Pierwsza jest już piątka. Następne pytania padają.

Chyba niezbyt trudne, bo wszyscy się zgłaszają.

Odpowiedzi na pytania znają, bezbłędnie odpowiadają.

Oprócz Bartosza, Bartosza Stugrosza.

Trzeba rozruszać Bartosza- podejdź na środek proszę.

Może tutaj rozjaśni ci się w głowie. Tylko nie podpowiadajcie drodzy uczniowie.

gify uczeń student
Powiedz mi Bartoszu drogi Ile mamy kontynentów?

Nie wiem panie profesorze, mapę poplamiłem atramentem.

 

Może wiesz gdzie leży Afryka? Afryka z Polską się styka.

Lata tam nie ma, ciągle panuje zima.

Profesor głową przeczy. Opowiadasz brednie.

Takie proste rzeczy, a ty Bartoszu nie wiesz.

 

Co wiesz o Antarktydzie? O Antarktydzie mówić się wstydzę.

Podobno są tam dżungle i lasy, w lasach chodzą same golasy.

Tego już za wiele. Chyba coś ci się pomyliło.

O Antarktydzie nawet pierwszoklasista wie. To się dla ciebie może skończyć źle.

 

 

Co wiesz o Europie? Europa to góra wysoka.

Moja mama była tam na urlopie. Bartoszu bujasz w obłokach.

 

Czy o Ameryce powiedzieć coś możesz?

Oczywiście! Amerykę widziałem w kolorze.

Ameryka to kraina półdzika.

Żyją tam ludożercy, jadają swe ofiary widelcem.

Brak mi po prostu słów. Przestań Bartoszu.

Dalej już nie mów. Bardzo cię proszę.

 

Słyszałeś coś o Azji?

Azja, Azja? To serce przyjaźni.

Oj nie! Pomyliłem się panie profesorze.

To przecież ważna figura na tureckim dworze.

 

Z innej beczki zaczniemy może się wreszcie czegoś dowiemy.

Podejdź do mapy i pokaż morze Bałtyk.

Rozmiar: 2881 bajtów
Morze Bałtyckie leży w węglowej niecce.

Wiesz chociaż co to niecka?- pyta profesor znienacka.

Niecka, niecka? - niech pomyślę chwileczkę.

To chyba dolina gdzieś koło Lublina.

Bzdury pleciesz Bartoszu. Nie masz pojęcia o geografii.

Jak ci nie wstyd. Nic nie potrafisz.

 

Gdzie leży Pszczyna? To oczywiste- koło Konina.

A Konin leży nad morzem. Być może?

 

Ciekaw jestem bardzo skąd w szóstej klasie się znalazłeś?

To proste: drzwiami wlazłem.

 

Bartosz niby klown cyrkowy widowisko z siebie robi.

Prostych rzeczy nie wie. Może wiesz coś o Wiśle mój drogi?

Wisła to maleńka mieścina gdzieś koło Bralina.

Względnie mały strumyczek wzdłuż polnych uliczek.

 

Ostatnią daję ci szansę. Jeśli dobrej odpowiedzi nie otrzymam,

wiedz Bartoszu mój miły, że w szóstej klasie cię zatrzymam.

 

Północ, południe wskaż mi Bartoszu,

a także wschód i zachód- bardzo proszę.

Wskazać nie potrafię ale ważne, że do domu trafię.

Trafię tam o każdej porze nawet, gdy ciemno jest na dworze.

Podobno na zachodzie słonko wcześnie wschodzi,

a na wschodzie po całym dniu- zachodzi.

Północ- wiadomo środek nocy.

To godzina duchów. Groźny upiór wtedy kroczy.

Południe- zapachy roznoszą się cudnie.

Mama obiadek tacie podaje. Mój brat z łóżka wstaje.

 

Bartoszu- podaj mi swój dzienniczek. Jedynkę ci tam wpiszę.

Niech przyjdą do mnie twoi rodzice. W twą ignorancję do geografii ich wtajemniczę.

 

 
 

15 sie 2013

Wypadek Adama podczas wakacji

„ Wypadek Adama”  

Adam siedział wygodnie w pluszowym fotelu i czytał ciekawą książkę. Adam to czternastolatek, dobrze zbudowany, mocno umięśniony. Rudawe włosy i piegi pokrywające jego twarz, nie szpecą go, wręcz dodają uroku. Większość koleżanek z klasy podkochuje się w nim. Teraz w czasie wakacji Adam ma dużo czasu i może przeznaczyć go na czytanie ulubionych powieści. Zatopiony w lekturze z ledwością usłyszał sygnał paczki, do której należał. Podszedł do okna i mruknął:

-Czego?

- Adam, chodź nad rzekę popływać. Zobacz jaka wspaniała pogoda- kusił Jurek, jego zaprzyjaźniony kolega. Znali się niemal od zawsze. Mieszkali na jednej klatce i spędzali sporo czasu razem.

-Ale…….

-Nie ma żadnego ale. Chodź szybko. Czekamy tylko na ciebie- przerwała mu Ewa- szykowna długonoga blondynka- piękność klasowa.

Chcąc nie chcąc zrezygnował z ciekawej książki. Zajrzał do kuchni, by powiedzieć mamie, że wychodzi.

-Dobrze Adasiu. Tylko pamiętaj: żadnych skoków z mostu do wody, bo to się może źle skończyć! Na odchodnym przestrzegała mama.

-Pamiętam, mamo. Nie będę skakał, przecież przyrzekłem to tacie. 

To było tydzień temu. Ojciec wracał z pracy i zobaczył Adama, gdy ten skakał z mostu do rzeki. Od razu Adam musiał przyrzec ojcu, że to się więcej nie powtórzy. Tata tłumaczył, że rzeka jest płytka, a dno pokryte kamieniami.

- Co będzie jeśli wpadniesz na taki kamień? -zapytał i dodał- Nieszczęście gotowe.

Oczywiście, zaraz opowiedział mamie, co Adam wyczyniał nad rzeką. Mama w wyobraźni widziała już Adama całego połamanego. Przez trzy dni nie mógł wychodzić z domu nad rzekę, choć słońce było cudowne i prażyło niemiłosiernie. Dlatego ta przestroga ze strony mamy. 

Adam zabrał ręcznik, koc i wybiegł przed dom.

-Co się tak grzebiesz?- przygadała mu Ewa- szkoda każdej minuty.

Zaraz popędzili nad rzekę: Ewa, Jurek, Witek i Adam. Nie ma wprawdzie nad nią żadnej plaży, ale spragnionych wody w taki upał jest wielu. Rozłożyli swoje koce na trawie w pobliżu mostu. Jurek zaraz pobiegł na most i skoczył do wody. Witek poszedł w jego ślady. Ewa nie miała ochoty na pływanie.

Rozsiadła się wygodnie na kocu i głośno zastanawiała- ciekawe, czy znalazłby się odważny, który skoczyłby do wody z tego wysokiego drzewa? 134.gif

Skakać z drzewa? Nie, to nie dla mnie- pomyślał Adam. Nie jestem przecież kaskaderem. Wprawdzie skakał z mostu, ale to co innego. Drzewo jest o wiele wyższe. Zresztą obiecał rodzicom. Niech sobie Ewa szuka innych odważnych. Adam nie chciał ryzykować. Akurat podszedł do nich Romek ich rówieśnik, rosły czternastolatek i Ewa zadała mu to pytanie. On bez zastanowienia wspiął się na drzewo, no i skoczył. Po nim Jurek i Witek. Ewa patrzyła na Adama z drwiącym uśmieszkiem- co Adam, strach cię obleciał? Pokaż, jaki jesteś odważny- docinała. Adam nie mógł znieść tych kpin. Nie namyślając się dłużej wspiął się na drzewo.

-Raz, dwa, trzy i hop- wołała Ewa.

No i Adam skoczył. 

Kiedy otworzył oczy ujrzał wokół siebie przeraźliwą biel. Chciał się poruszyć. Wytężył wszystkie siły lecz na próżno. Leżał bezwładny. Czuł przeraźliwy ból głowy. Cóż to? -pomyślał. Przez mgłę zamajaczyła mu postać mamy.

-Mamo- wykrztusił ledwie słyszalnym szeptem.

Pochyliła się nad nim, pocałowała w czoło i szepnęła: -jestem przy tobie synku. Leż spokojnie.

-Ale co ja tu robię? Co się stało?-

-Cicho, cicho synku- mówiła, gładząc policzek Adama.

A on przymknął powieki i zaczął się zastanawiać co się stało. No tak, przecież skakałem z drzewa, a potem? Potem to tylko pustka w głowie i straszny ból. Musiałem głową uderzyć w jakiś kamień. Czy sobie coś złamałem? Chyba nie kręgosłup? To byłoby straszne. Że też ta Ewa tak głupio mnie kusiła. Po co skakałem? Przecież obiecywałem rodzicom. Te i inne myśli chodziły mu po głowie.

Nagle na salę wszedł lekarz. Adam miał przymknięte powieki. Lekarz myślał, że śpi. Podszedł do mamy i powiedział:

- nasze przypuszczenia potwierdziły się, rentgen wykazał liczne złamania prawej kończyny dolnej, oraz pęknięcie kręgosłupa. Ale na szczęście nerwy w szyjnym odcinku rdzenia kręgowego nie zostały przerwane. Syn miał więcej szczęścia niż rozumu. Przeleży w gipsie parę miesięcy. Czekają go długie miesiące rehabilitacji. Jest jednak wielka szansa, że będzie w pełni sprawny.

Z oczu Adama pociekły łzy. Mama podeszła szybko do niego i ujęła jego dłoń.

-Słyszałeś?- zapytała.

-Tak – odpowiedział.

Po policzkach spływały mu łzy. Mama musiała je ocierać, bo on nie miał siły, by podnieść ręce.

- Synku, nie płacz- mówiła tuląc go do siebie.

- Mamo ………..- tylko tyle udało mu się wykrztusić z siebie.

- Masz szczęście synku. Niewiele brakowało, a byłoby po tobie- szeptała, głaszcząc policzek- najważniejsze, że żyjesz, a z resztą sobie poradzimy. 

Lekarz wydawał polecenia pielęgniarkom, ale Adam już nie słuchał , jakby go to wcale nie dotyczyło. W jego głowie się kotłowało. Jeden głupi skok, a mogło się to skończyć kalectwem do końca życia, a nawet śmiercią. Cieszył się, że nerwy w odcinku szyjnym są całe, nieprzerwane. Wierzył, że po długiej rehabilitacji wróci do zdrowia.

Teraz już wie, że nie warto narażać swojego życia po to tylko , by zaimponować innym. Niech to wydarzenie będzie przestrogą dla wszystkich, którzy chcą komuś coś udowodnić, zaimponować.

12 sie 2013

Prawdziwa historia jednego porodu

Opisana poniżej historia przydarzyła się mojej córce.

 

Miałam już dwie starsze córki – 6 lat i 3 latka.

Ta ciąża, to była 3 z kolei. Od początku czułam się inaczej i pomyślałam, że tym razem pewnie będzie chłopak ;) a potem przyszło mi do głowy: a może to będą bliźnięta? Zawsze marzyłam o posiadaniu takiej pary :)

Pierwsza wizyta u lekarza, około 10-11 tydzień. No i USG potwierdzające, że to ciąża. Niby wszystko ok., ale okazało się, że mam krwiaka. Tabletki i za 2 tygodnie kontrola. Po 2 tygodniach USG, krwiaka nie ma – ciąża ok.   :-) dzidzia rośnie.

A ja dalej czuję się dziwnie. Nawet na allegro zaczęłam oglądać wózki podwójne.

Kolejna wizyta była umówiona na początek stycznia 2007 roku. Dwa dni przed Wigilią poczułam pierwsze ruchy   :-) i tutaj szok: rusza się coś w jednym boku i coś w drugim. Pomyślałam znowu – może to bliźniaki ( hehehe ), ale przecież 2 razy miałam robione USG i ciąża pojedyncza.

Nie dawało mi to jednak spokoju i jeszcze przed Sylwestrem wylądowałam w gabinecie mojego lekarza prowadzącego. Zdziwił się i przestraszył, czy coś się stało. Więc mówię mu: panie doktorze, ja to chyba mam bliźniaki, bo mi się dziwnie dziecko rusza. A on: ależ skąd, Pani Ewo, robiliśmy USG. Ale proszę na fotel. Przedtem na wagę – i tutaj muszę powiedzieć, że przez Święta strasznie urósł mi brzuch, już nawet moja Mama mi mówiła: dziecko nie jedz tyle tych makówek, bo strasznie przytyłaś hihihihi.

Badanie ok., proszę na kozetkę. Kładę się, lekarz przykłada głowicę do brzucha…………i… (był to około 16 tydzień ciąży)………..SZOK! Są bliźniaki   :-) ja się na przemian śmiałam i płakałam (ze szczęścia oczywiście). A lekarz mówi: to jest niemożliwe, były robione 2 badania USG,… proszę pokazać mi zdjęcia….no tak tu ten krwiak był, może drugi człowieczek się schował gdzieś…. I dalej mówi fachowym językiem: to najlepszy rodzaj ciąży: DWUKOSMÓWKOWA – DWUOWODNIOWA. Czy któraś z Was wiedziałaby o czym on mówi?? Potem się okazało, że każda dzidzia ma swoje łożysko i nie podbierają sobie nawzajem jedzonka. Oczywiście, ciąża bliźniacza – ciąża podwójnego ryzyka, to od razu dostałam tabletki na podtrzymanie (fenoterol) i osłonowo na serce (ispotin) i tak kilka razy na dobę ( alarmy poustawiane w telefonie ) do końca ciąży.

Od początku lutego wylądowałam na L4, z racji ciąży bliźniaczej. Czułam się dobrze, dzieciaczki rosły, wszystko było ok. Przy którymś badaniu okazało się, że jedna dzidzia to dziewczynka, a druga obróciła się pupcią   :-) młodsza córka w przedszkolu chwaliła się, że będzie miała braciszka – Mateuszka   :-) Ale potem okazało się, że ta druga to też dziewczynka. Dla mnie najważniejsze było to, że rosną i rozwijają się prawidłowo   :-) Mąż też cały czas mówił: żebyś tylko donosiła i żeby wszystko było ok.

Na ostatniej wizycie (początkiem maja) lekarz powiedział, żebym 18 maja ( był to 37 tydzień ciąży) odstawiła fenoterol. No to odstawiłam. 20 maja (w niedzielę) poczułam pierwsze skurcze. Koło 17.00 nasiliły się, więc uznałam, że trzeba pojechać do szpitala. Akurat dyżur miał mój lekarz prowadzący. Zbadał mnie, powiedział, że rozwarcie na około 2-3 palce. Skurcze co 15 minut. Ale z racji tego, że porodówka jest w remoncie, a ja mam ciążę bliźniaczą – mam jechać do Mikołowa albo do Tychów – bo to jakieś tam kliniki (pseudo – jak dla mnie). Pojechaliśmy do Mikołowa. Szpital elegancki, obsługa też niczego sobie. Ale tutaj kolejny szok (pierwszy, że nie przyjmą mnie w naszym szpitalu, bo remont) – mogą mnie zostawić, mogę urodzić, ale poniekąd na swoją odpowiedzialność. Bo przy porodzie nie miał uczestniczyć żaden lekarz pediatra. Dopiero jakbym urodziła i by się okazało, że z dzieciaczkami coś jest nie tak, to by go wzywali. Powiedziałam, że absolutnie się nie zgadzam. Bo do tej pory wszystko było w porządku, ale wiadomo – przy porodzie różne rzeczy mogą się wydarzyć. Podziękowałam i powiedziałam, że pojadę do Tychów. Skurcze się nasiliły i teraz pojawiały się co jakieś 5 minut. W drodze do Tychów, zadzwoniłam jeszcze do szpitala w Bielsku. Tam mi od razu przez telefon powiedzieli: nie przyjmiemy, bo strajkujemy! Czy to nie jakiś żart? – pomyślałam sobie. Mąż wiózł mnie do Tychów.

Idąc na Izbę Przyjęć po policzkach spływały mi łzy: ja tylko chciałam urodzić szczęśliwie moje córeczki. Pani pielęgniarka miła kobieta. Przyjęła mnie, powypisywała co trzeba i skierowała na oddział. Tam położyli mnie na porodówkę. Ależ byłam szczęśliwa – za jakiś moment pewnie urodzę moje dzieci   :-) I tu kolejny SZOK – przyszedł lekarz ( a może jakaś położna – już z tego wszystkiego nie pamiętam ) – podłączyli mi kroplówkę. Ja święcie przekonana, że to może oxytocyna (ja głupia), a tu się okazuje, że to kroplówka na ZATRZYMANIE AKCJI PORODOWEJ!!! Dlaczego? – pytam. A na to słyszę odpowiedź: bo jest wieczór ( było coś między 21.30 a 22.00 ), Pani nie jest naszą pacjentką i nie mamy teraz czasu żeby się panią zająć. MASAKRA!!!

Leżałam i płakałam. Skurcze się uspokoiły, a ja wręcz przeciwnie. Rano przewieźli mnie na salę. W między czasie mąż dowiedział się (znajomy znajomego – wiecie jak to czasami bywa), że ktoś poleca szpital w Mysłowicach. Więc jak koło 9.00 przyjechał po mnie mąż i chciałam się wypisać na własne żądanie – to się zdziwili, przecież teraz mieli czas i mogli się mną zająć. Jednak pojechaliśmy do Mysłowic. Szpital taki sobie, ale zbadali – przyjęli. Położyli na II piętrze. Gorąco nie do wytrzymania, jak położyłam się na łóżku to wpadłam w środek materaca i za każdym razem miałam problem, żeby się stamtąd wydostać. A brzuch miałam na serio sporych rozmiarów. Chodziłam na boso, nogi miałam spuchnięte jak balony – dosłownie. Ordynator – nie przypadł mi do gustu. 2 albo nawet 3 razy miałam z nim starcie.

Ale do rzeczy. W szpitalu tym znalazłam się w poniedziałek, 21 maja 2007 roku. Skurcze ( po nocnej kroplówce ) znikome. USG zrobione – wszystko ok., poród naturalny – czekamy na akcję porodową. Koło środy już tak mnie wszystko bolało, że za każdym razem będąc pod prysznicem normalnie wyłam – chciałam tylko szczęśliwie urodzić!!! Czy to aż tak dużo? W XXI wieku? Gdzie to niby wszędzie Szpital Przyjazny Dziecku? Guzik prawda! Ja takiego nie spotkałam!

A lekarze czekali, niby badali, niby wszystko pod kontrolą, ale czekali……. Nie wiem na co, a może wiem? A żeby było śmieszniej, wieczorem ( z piątku na sobotę ) dostałam fenoterol, żebym tak przypadkiem nie zaczęła rodzić – oczywiście nie zażyłam tego leku. Rano  nie omieszkałam powiedzieć o tym ordynatorowi!

Sobota, 26 maja 2007 rok (Dzień Matki), godzina 9.00 rano, 38 tydzień ciąży. Prowadzą mnie na parter ( a może na I piętro ) na salę porodową. Podłączyli kroplówkę i monitoring KTG. Julka ( ta z lewej strony) tętno OK.:) Oliwka (strasznie „rozrabiała” w brzuchu do samego końca) – tętno słabnie :cry:  nie jest dobrze. Wezwali anestezjologa – bo może będzie trzeba wykonać cesarkę. Lekarz KOSZMARNY, opryskliwy i niesympatyczny. Zrobił wywiad, coś tam zbadał, pomarudził i powiedział, że zobaczymy jak to będzie ze znieczuleniem miejscowym (takie chciałam).

Pielęgniarka musiała założyć cewnik. To było dopiero koszmarne :cry:  trwało to chyba ze 20 minut, bolało jak diabli. Ale czego człowiek nie zrobi dla swoich dzieci.

W końcu mąż zostaje na korytarzu, a mnie wiozą na salę operacyjną. Tam dostaję znieczulenie do kręgosłupa i już od pasa w dół nie czuję nic. Postawili mi parawan, dali maskę z tlenem i cała asysta (2 lekarzy ginekologów i ileś położnych) zebrała się przy moim brzuchu. Czułam tylko jak ciepło spływa mi po rękach (krew z płynami). Potem wyjęli dziecko nr 1 – to była moja Julka – pokazali mi ją – cudna i płakała :-?  Ważyła 3.400 kg J Potem mieli trochę problemów z dzieckiem nr 2. Po 5 minutach jest – Oliwka – pokazali – sina, cała w mazi i nie płacze :-?  po chwili jednak słyszę – cudowny dźwięk dla uszu matki – płacze ;-)  Waga – 3.520 kg – prawdziwe smoki te moje córeczki  :lol:



Małymi zajęły się położne, a mną lekarze. W końcu wylądowałam na sali poporodowej. Dziewczynki przywieźli w przeszklonym łóżeczku na kółkach – dwa śliczne Aniołki. Mąż zrobił zdjęcia, nagrał filmik dla czekających w domu domowników. Małe zabrały pielęgniarki, ja przez 24 godziny musiałam leżeć nieruchomo. Nie mogłam nawet podnieść głowy.

Niedziela, 27 maja, gdzieś koło 13.00 mieli mnie odłączyć i niby mogłam wstać. Ale coś musieli mi jeszcze zaaplikować i moje leżenie wydłużyło się :-x  Wstałam coś między 14.30 a 15.00. Przyjechała prawie moja Mama z Siostrą i to Siostra pomogła mi wstać. Zaprowadziła mnie do łazienki, gdzie wzięłam lekki prysznic. Szybko wróciłam do łóżka bo wszystko mnie bolało. Myślałam, że teraz może być już tylko lepiej – urodziłam, dziewczynki zdrowe :roll:

A tutaj napotkałam jakże „uprzejme” pielęgniarki :-?  o 18.00 przyniosły mi dziewczynki i zostawiły. Na moje pytanie, czy mogą je jeszcze zostawić u siebie (wszystko mnie bolało, nogi miałam nadal spuchnięte) – usłyszałam: przecież to Pani dzieci!!! No tak, przecież racja. Jak małe płakały w nocy, to ja z nimi. Bo długo trwało zanim podniosłam się z łóżka i poszłam prosić o mleko dla nich. I tutaj informacja: w 2002 roku przeszłam rozległą operację piersi i nie mogłam karmić, stosowne zaświadczenie miałam od swojego lekarza prowadzącego. Pielęgniarki oczywiście komentować musiały, ale już mi było wszystko jedno. Może nie tak do końca, bo musiałam się prosić o każdą butelkę mleka. Prosiłam lekarza, żeby przepisał mi coś na obolałe i spuchnięte nogi – a on powiedział, że to przejdzie, że mam leżeć z nogami do góry. Ha ha ha – mając dwoje małych dzieci, zdana w szpitalu na siebie – jak tego miałam dokonać??? Przez telefon prosiłam swojego lekarza rodzinnego o tabletki – przepisał, mąż pojechał, odebrał recepty – wykupił.

30 maja 2007 roku mogłam opuścić szpital ze swoimi Aniołkami. Przyjechał po mnie mój mąż i moja siostra.

Dzisiaj Julka i Oliwka mają po 6 lat. Są cudowne   :-? zresztą moje starsze córki: Kasia – lat 13 i Aga – lat 10 też są cudowne. To cztery najważniejsze i największe SKARBY w moim życiu  :-D

Na całe szczęście cała ta historia skończyła się dobrze, zarówno dla mnie, jak i dla bliźniaczek. A mogło być zupełnie inaczej……….. Ale nie ma co gdybać. Mam szczęście!!!! Mam 4 wielkie szczęścia!!!

 

10 sie 2013

Moje wiersze

       " Moje wiersze"

 

Szalone myśli skrzydeł dodają

szczególnie wtedy

gdy w piękne wiersze się układają

 

 

       / ilustracja z internetu/

 
powstaje wiersz pierwszy drugi trzeci

a potem potem

to już czwarty i kolejny leci

 

i myśli zatrzymać się nie mogą

rozpędzone

biegną swym torem poezji drogą

 

uwolnione po wielu dziesiątkach lat

wyprzedzają się

by opisać piękny wspaniały świat

 

nie ma wzniosłych ulotnych sloganów

jest prawda życie

bez słodzenia i bez marcepanów

 

 Antoneta
 

9 sie 2013

Czy Wasze dzieci też tak fantazjują?

„ Dziecięce fantazje „
Wiesz mamo kogo widziałem?

Potwora z czarną głową

Z olbrzymimi uszami

I długą trąbą różową

 

Miał wielkie szklane oczy

Policzki jak dwa arbuzy

Usta jak okrągły talerz

Był ogromny bardzo duży

 

Ubrany był kolorowo

Spodnie miał krótkie brązowe

Koszulę długą niebieską

I skarpetki fioletowe

 
 

  

Potem przyszedł jeszcze drugi

Pod sufitem fruwały

Rozmawiały figlowały

I się do mnie uśmiechały


 

Miały piękne duże skrzydła

Barwne wielokolorowe

Wyglądały prześmiesznie

Jak duże słonie bajkowe

 

Wiesz?- nie bałem się ich wcale

Bo to są takie potwory

Które lubią małe dzieci

Takie dobre trąbostwory  

 

Ja lubię kiedy przychodzą

Rozmawiam sobie z nimi

A kiedy spać mi się nie chce

Po cichutku się bawimy

 

Oj! fantazjujesz mój mały

Bo w pokoiku jest jasno

Ciekawa jestem co zrobisz

Gdy wszystkie światła pogasną

 

Zrzednie ci minka kolego

Będziesz mocno przestraszony

Przyjdziesz do mamy i taty

Szukać dla siebie ochrony

 

 
 

8 sie 2013

Czy wszystkie pielęgniarki to „ZOŁZY”?

Byłam umówiona na godz.12:00 w poradni chirurgicznej . Wylękniona, przestraszona czekałam niecierpliwie na pana doktora. Niby taki drobny zabieg mnie czekał, a ja bałam się jak przed wyrwaniem zęba. Bądź co bądź ingerencja skalpelem chirurgicznym nie jest przyjemna. W dodatku jeszcze znieczulenie miejscowe. Wyobrażałam sobie to igłę wbijaną i ciarki przechodziły mi po plecach. No po prostu nic przyjemnego.  Nerwy zżerały mnie od środka, a najbardziej odczuwałam je gdzie?- wyobraźcie sobie-  w brzuchu. Dziwne- no nie? To takie dziwne uczucie, jakby coś od środka  podchodziło aż do gardła.

No więc czekałam i czekałam, wiercąc się niecierpliwie. Kwadrans studencki minął, a pana doktora nie było. O godz.12:30 zjawił się. Kiedy padło moje nazwisko, byłam w szoku, bo to nie była jeszcze moja kolej. Ale to jeszcze lepiej- pomyślałam- tak z zaskoczenia-  raz, dwa i będzie po wszystkim. Pan doktor- przemiły człowiek. Natomiast pielęgniarka z gabinetu zabiegowego?- ZOŁZA!!  Kiedy się do mnie odezwała, odechciało mi się wszystkiego. Sprawiała wrażenie jakby tam pracowała za karę. Jeśli jej ta praca nie odpowiada , to niech idzie na emeryturę, bo tak na moje oko, to jest w wieku emerytalnym. Nie mam nic do starszych ludzi, bo sama jestem wiekowa -ale??? Jak sobie pomyślę, że jeszcze będę zdana na jej łaskę , to odechciewa mi się iść na zmianę opatrunku. Tak byłam zbulwersowana postawą tej pani, że postanowiłam o niej napisać, uspokajając w ten sposób swoje skołatane nerwy.



 

7 sie 2013

Mała strojnisia Ola

           „ Strojnisia „



Wcześnie rano wstała Ola,

aby zdążyć do przedszkola.

Sukienkę ubrała nową,

bardzo kolorową ,

w kropki , kreski, łaty,

tę , którą dostała od taty.


Dumnie kroczy Ola z mamą

z buźką roześmianą.

Co to będzie – myśli Ola,

gdy tak wejdę do przedszkola

w tej sukience nowej ,

w tej sukience kolorowej,

w tej sukience w kropki , kreski , łaty,

w tej ,którą dostałam od taty?

Weszły  już  do szatni małej ,

szatni całej białej.

Ola rozbiera się sama,

nie chce , by jej pomagała mama.

Już sandałki z nóżek zdjęła ,

pantofelki z woreczka wyjęła,

 na nóżki szybko założyła ,

bo koleżankę Kasię  zobaczyła.

Pożegnała mamę swoją.

Popatrz Kasiu  na sukienkę moją.

To sukienka nowa,

bardzo kolorowa,

w kropki , kreski , łaty,

dostałam ją od taty.

Ładna ta sukienka Twoja

lecz nie gorsza jest  moja

Kasia jej odpowiedziała

i do sali w mig pognała.

Cóż to ? – słychać granie.

Pani siedzi przy fortepianie.

Dzieci grania słuchają

i Oli wcale nie podziwiają.

 


Więcej moich wierszy znajdziesz na stronie ( tutaj ) Antoneta

6 sie 2013

Trzy Syrenki

Trzy prześliczne Syrenki

w basenie pływają

wabią do siebie chłopaków

zalotnie się uśmiechając


 niestety basen malutki

wolnego miejsca niewiele

nie zmieszczą się w nim

Syrenek przyjaciele

 

uśmiechnięte Syrenki

pełne powabu uroku

popływają w basenie

do samiutkiego zmroku

 

kiedy zniknie słońca promyk

jak za dotknięciem różdżki

przeobrażą się Syrenki

w prześliczne dziewuszki


 

modne ciuszki założą

jedwabne zwiewne sukienki

będą chłopców dalej kusić

te małe śliczne panienki

 

5 sie 2013

Mała Julka pomocnicą malarza

 „ Pomocnica malarza”
Jula dziś tacie asystuje,

bo jej pokoik

tata maluje.

 

Mały pędzel trzyma w ręce.

Tato ja pomogę.

Będzie prędzej.

 

 

  

Sprawnie pędzlem śmiga raz dwa trzy.

Tato ja tę ścianę,

a tę drugą ty.

 

Pierwsza ściana jest różowa.

Jaka ma być druga?

Fioletowa?

 
 

  

Czy do różu fiolet pasuje?

Jula wszystkich

wypytuje.

 

To jest twój pokoik przecie.

Sama wybierz kolor

moje dziecię.

 

Cztery ściany, cztery kolory.

Morski obok  różu.

Dalej szary.

 

Ostatnia ściana fioletowa.

Podoba się Julce.

Odlotowa.

 

Ależ tu teraz kolorowo

Jak w krainie bajek.

Odjazdowo!