28 lut 2014

Mały tańczący pluszowy miś

Moje starsze wnuki chodzą do szkoły, a młodsze do przedszkola. Ja opiekuję się nimi, gdy są chore i podczas wakacji. Obecnie tak się złożyło, że od dwóch tygodni siedzą w domku: Julka i Oliwka- bliźniaczki.  Bawią się lalkami, grają w gry, dużo rysują. Teraz ciągle słyszę:

- Babciu, a kiedy napiszesz jakiś wierszyk do naszych rysunków?

I cóż ja biedna robić mam? Nie mogę zawieść ich przecież.

 „ Tańczący miś”


 



Mały pluszowy miś

ochotę ma potańczyć dziś

już przygrywa mu muzyka

już nóżkami misiu fika

kręci wkoło piruety

bęc przewrócił się niestety

to niezdara z tego misia

a tak tańczyć pragnie dzisiaj

na szczęście nic mu się nie stało

tylko w głowie zaszumiało

mały miś pluszowy

znów do tańca jest gotowy

wstał z podłogi nieboraczek

głośno śpiewa tańczy skacze

już przygrywa mu muzyka

znów nóżkami misiu fika

bieży w lewo potem w prawo

zachwycony jest zabawą

chodźcie lale do kółeczka

a ja wejdę do środeczka

potańczymy razem sobie

ja fikołka zaraz zrobię

bęc do przodu się potoczył

siedem gwiazdek aż zobaczył

w głowie mocno zahuczało

a misiowy ciągle mało

skacze bryka i swawoli

chce się bawić aż do woli

a muzyka ciągle gra

jest zabawa na sto dwa

tańczy misiu tańczą lale

nie chcą przestać wcale

kiedy skończą nie wiadomo

nie chce wracać nikt do domu

 



  

 

 Antoneta

 

26 lut 2014

Chwalipięta ze mnie

Chwalipięta ze mnie, a co? Czyż to jest tylko dziecięcy przywilej? Chyba nie! Więc ja też mogę. Otóż ugotowałam gar wspaniałego bigosu. Palce lizać. Dopiero, co skończyłam, bo gar rzeczywiście wielki.

No w końcu poszło tam:

- 3 kg mięsa

- 1 kg kiełbasy

- 1 kg chudego boczku wędzonego

- 1 kg pieczarek ( bo moich dzieci nie da się oszukać, prawdziwe grzyby wyczują na kilometr, a nie znoszą ich)

- no oczywiście kapusta i wszystko inne, co daje się do bigosu.

Dziwicie się, po co tak dużo? A no, kto mnie odwiedza tutaj na blogu, to wie, że mam liczna rodzinę. A jutro zjazd rodzinny. Mój mąż ma urodziny. Z samego rana muszę zarobić ciasto na pączki, a też sporo. Pieczenie zajmie mi cały ranek. Muszę być gotowa na popołudnie. Dobrze, że mam małe pomocnice- bliźniaczki. Od dwóch tygodni siedzą ze mną, bo są znowu chore. Dzisiaj też mi pomagały. No wprawdzie pomoc polegała na kosztowaniu mięska, ale zawsze coś. Też trzeba sprawdzić, czy miękkie. Oby jutro pączki wyszły wspaniałe! 

25 lut 2014

A wszystko było zapięte na ostatni guzik

No i klops, a było tak pięknie. Wszystko było zapięte na ostatni guzik. I co?

Gdzie ten klops?- pytacie. A no właśnie, mówię.

Już wcześniej wspominałam, że moje najmłodsze Dziecię studiuje. A, że poza miejscem zamieszkania, to razem z koleżanką z naszej mieściny, mieszkała w wynajmowanej kawalerce, znajdującej się opodal uczelni. Kosztami dzieliły się dziewczyny po połowie. Mówię mieszkała, to źle mówię - mieszka dalej, ale….

Zaczął się II semestr i co się okazuje? Koleżanka zmienia uczelnię. Bo niby…….. Zresztą nie będę zdradzała sekretów koleżanki. Pominę to milczeniem.

No i teraz moje Dziecię zostało samo. W obcym mieście, samo w mieszkaniu. Jak tu się nie martwić?

Może niepotrzebnie się martwię? Ale taka już jestem.

Dziecię sobie poradzi. Wiem!

Ale jednak się denerwuję.

Denerwuję się, że sama mieszka. Teraz niełatwo będzie znaleźć współlokatorkę. Przecież każda ma już swoje gniazdko, a zawsze raźniej we dwie.

Nie ukrywam, że martwię się również podwyższonymi kosztami. Było nie było, wzrosną teraz. A wiemy jakie życie jest drogie. 

 

23 lut 2014

Zbliża się Tłusty czwartek

„ Tłusty czwartek „        

 

Idzie szybko

czwartek tłusty

trzeba upiec

pączki chrusty

 

osiem jajek

kilo mąki

upieczemy

pyszne „pąki”

 

trochę masła

jeszcze mleko

miałki cukier

drożdży deko

 

pulchne ciasto

wyrobimy

na zapiecku

postawimy

 

wycinamy

już kółeczka

marmoladka

do środeczka

 

złote kule

upieczemy

cukrem pudrem

posypiemy

 

polejemy

czekoladą

będą pączki

z marmoladą


 

a chruściki

trudniej zrobić

dużo trzeba

się narobić

 

mąka żółtka

ciut śmietany

ciasto szybko

zagniatamy

 

zgrabnie wałkiem

wałkujemy

cienkie placki

osiągniemy

 

pokroimy

na paseczki

koniec włóżmy

do dziureczki

 

potem smażmy

je na smalcu

w wielgachnym

niskim garncu

 

już chruściki

upieczone

słodkim cukrem

obtoczone

 

obsypane

takie białe

słodkie danie

doskonałe

 

przyjdą dzieci

się najedzą

pączki chrusty

szybko zjedzą 



/ilustracje z internetu/

19 lut 2014

Urodziny Syna



 

Mój Syn urodziny dzisiaj ma,

więc świętuję także ja.

Wiele już minęło lat,

odkąd przyszedł na ten świat,

a ja pamiętam jakby to wczoraj było.

Był mróz i śnieżkiem prószyło.

Świat pokrywała puchowa pierzyna.

To zima przywitała mego Syna.

A on w me ramiona wtulony,

spał i spał szczęśliwy, zadowolony.

 



 

Więcej moich wierszy można znaleźćTUTAJ

17 lut 2014

Czy to sen, czy jawa?

„ Ufoliny” 


 


Dziadku powiedz mi,


czy to tylko mi się śni?


Czy naprawdę jesteś pilotem


i lecimy odrzutowym samolotem?


 


Tak kochany wnuczku, jestem pilotem.


Lecimy samolotem


do nieznanej krainy,


gdzie mieszkają ufoliny.


Ufoliny to takie ludki zielone,


z długim spiczastym ogonem.


Na swym ciele


mają garbów wiele.


Cztery pary oczu mają.


Bardzo groźnie wyglądają.


Nosy mają dwa.


Każdy ufolinek cztery ręce ma.


Zamiast palców płetwy mają,


chociaż wcale nie pływają.


Cztery nogi,


kark długi,


brzuchy ogromniaste


i na głowie włosy jasne.


 


 


 


Patrz dziadku ufoliny nas witają.


Kolorowy dywan dla nas rozkładają.


Czego od nas chcą?


Podaj mi dziadku rękę swą.


 


Witajcie ziemianie!


Stąpajcie po tym dywanie.


Ufolin wielki przed nimi staje,


do witania cztery ręce podaje.


 


Witamy w naszych progach.


Czeka was wspaniała przygoda.


Nie lękajcie się wcale.


Tam w górze na skale


zamek swój mamy.


Tam was zapraszamy.


 


Jasio trzyma za rękę dziadka.


Ojej! Ale trafiła się nam gratka!


Poznamy ufoliny.


W przedszkolu dzieciom zrzedną miny,               


gdy im opowiem, gdzie byłem


i co robiłem.


 


Ufolin wielki do zamku prowadzi.


Szybko zbliżają się do dużej kadzi.


Do wrzątku teraz wejdziecie,


brud z siebie zmyjecie.


Gorąca para z kadzi bucha.


Jasio z przerażeniem polecenia słucha.


Woda gorąca jest niesamowicie.


Jasio zatrwożył się o swoje życie.


Zaczyna płakać, wierzgać nóżkami.


Naraz patrzy, są z dziadkiem sami.


Nie ma kadzi, nie ma ufolina.


Jest łóżeczko i pierzyna.


Nad łóżeczkiem dziadek pochylony.


Odpycha od Jasia senne demony.


 

 

14 lut 2014

Zadrżało moje serce

Wprawdzie już luty, ale dopiero dzisiaj w przedszkolu świętowaliśmy Dzień Babci i Dziadka.

Ranek rozpoczęłam od przeglądu zawartości mojej szafy. W końcu wychodzę między ludzi, trzeba jakoś wyglądać. Ciuchy wyjściowe lądują na kanapie i zaczynam pokaz mody, w którym głównym jurorem jest moje dziecię. Co ubiorę, to ono kręci głową i tylko słyszę: to nie, bo za obcisłe, to nie, bo już niemodne, tamto nie, bo za ciemne, to nie, bo?….. No i co ja mam ubrać?

Mąż ze zniecierpliwieniem spogląda na zegarek, a ja nie potrafię się na nic zdecydować.

Nie lubię spóźnialskich i sama nigdy się nie spóźniam. Do przedszkola dotarliśmy z 15 minutowym wyprzedzeniem.

Sala przygotowana. Na stole tony ciasta, które upiekły mamy. Kawka, herbatka.

A kiedy wyszły dzieciaki, to aż łezka zakręciła się w oku. Występ cudowny. Można było patrzeć i słuchać. Zawsze dzieciaki mnie rozczulają. A dzisiaj? Dzisiaj to już rozłożyły mnie na łopatki, zaskoczyły totalnie. Kiedy usłyszałam wiersz mojego autorstwa w ich wykonaniu, to zadrżało moje serce. Zrobiło mi się przyjemnie, błogo na sercu i duszy.  Ktoś jednak te moje rymowanki czyta. Cieszyłam się jak małe dziecko z upragnionej zabawki. Zaskoczenie było ogromne.

Po występie, Pani Justynka, wychowawczyni mojego Franusia, podeszła do mnie z pytaniem czy poznałam wiersz? Uśmiechnęłam się oczywiście, przytakując.

 

„ Dziadek na sto dwa „


 


Coś ci powiem mamo


dziadek jest kochany


nigdy mnie nie krzyczy


zawsze jest roześmiany 


 


nie pójdę do przedszkola


z nim sobie posiedzę


on poczyta książeczkę


zdobędę nową wiedzę


 


chętnie z nim zostaję


dużo mi opowiada


zna się na zwierzątkach


najbardziej na gadach


 


o dinozaurach


dużo sobie czytamy


one już wymarły


żywych ich nie znamy


 


potem czas na harce


bawię się z dziadkiem


on kładzie się na podłodze


   udaje  że jest niedźwiadkiem   


                   



ja się cichutko skradam


on śpi mruczy chrapie


i niby przypadkiem


za nóżkę mnie łapie


 


przytulam się do niego


jest miękki cieplutki


głaszcze mnie po główce


zawsze jest milutki


 


cmoknę go w policzek


okulary podam


i na odchodne


kocham cię dziadku – dodam


 


kupuje przysmaki


zawsze coś dla mnie ma


jest najukochańszy


to dziadek na sto dwa


 





12 lut 2014

Walentynki tuż, tuż, a u mnie już dzisiaj

„ Kochaj mnie”


 


 gify miłosne


Kocham!


I chcę być kochana.


Doceniam!


I chcę być doceniana.


Zawsze!


Nie od święta.


Nie w Dzień Zakochanych.


Lecz co dzień. Zapamiętaj!


Nie słowa rzucane na wiatr,


nie gesty na pokaz,


lecz miłość i czułość


w każdy czas.


Przy pracy,


w chorobie,


bądź przy mnie!


Bez Ciebie nie poradzę sobie!


A Walentynki?


Święty Walenty?


Przypieczętowanie miłości


małym prezentem.


 

 

 

 „ Walentynka dla Oli”


 gify miłosne



Narysował Kubuś serduszko.


Duże, kolorowe. 


Walentynkowe gify 



To dla Oli z przedszkola


Serduszko Walentynkowe.


Dlatego, że pisać nie potrafi,


serduszko wyrazi co czuje.


A Kubuś zwyczajnie


Olusię miłuje!


Czy to miłość na wieki?


Czas pokaże.


A teraz da Olusi


to serduszko w darze.


 

10 lut 2014

Niełatwo przerwać toksyczny związek

Roksana nigdy nie należała do osób przebojowych. Zakompleksiona, zupełnie nie wiem, dlaczego? Przecież fajna była z niej dziewczyna. Wysoka, zgrabna, z zadartym noskiem, i burzą kasztanowych loczków na głowie. Spojrzenia chłopaków wędrowały w jej stronę, ale niestety jej serce było nieugięte. Czekała na swój wymarzony ideał, który śnił jej się po nocach.

Pewnego letniego dnia, pojawił się jej królewicz z bajki, olśniewająco piękny. Wysoki, przystojny blondyn, z niebieskimi oczami wpatrzonymi w nią, w swą królewnę. Ich spojrzenia się skrzyżowały. To było jak grom z jasnego nieba. Oboje wiedzieli, że ugodziła ich strzała Amora. Odtąd każdą wolną chwilę spędzali razem. Ich miłość kwitła. Nic nie było w stanie ich rozdzielić.

Matczyne serce nie mogło się z tym pogodzić, widziało niezdrową zaborczość chłopaka i agresję. Roksana była ślepo zakochana i nie dostrzegała, albo nie chciała dostrzec wad u swego rycerza.

Jego dziwne zachowanie (takie czasami agresywne i zaborcze) Roksana zauważyła dopiero  po jakimś czasie znajomości. Ale była młoda, zakochana ( niestety głupia i niedoświadczona), chciała wierzyć, że to z czasem się zmieni. A potem to już chyba brnęła w ten ślepy zaułek bardziej na złość mamie i całej swojej rodzinie (Jak się potem okazało, na złość zrobiła i owszem, ale najbardziej sobie).

Jesienią, Robert, bo tak miał na imię wybranek Roksany został powołany do odbycia służby wojskowej. W tym czasie wszyscy chłopcy obowiązkowo służyli w wojsku. Przydzielili go do jednostki oddalonej niecałe 50 km od miejsca zamieszkania swej wybranki. Często miał przepustki i wtedy się spotykali. Albo on przyjeżdżał do niej albo ona jechała do niego do jednostki.

Następnego lata, pomimo, że Robert jeszcze służył, wzięli ślub cywilny, a ślub kościelny miał się odbyć po wyjściu z wojska. On chciał mieć pewność, że nikt nie odbierze mu Roksany. A ona też chciała mieć tą obrączkę na palcu – symbol przynależności do mężczyzny, jak jej szkolne koleżanki.

Kiedy wyszedł z wojska zamieszkał w swoim domu rodzinnym, ona w swoim, gdyż była bardzo wierząca i nie wyobrażała sobie wspólnego mieszkania bez ślubu kościelnego. Robert buntował się, że nie mieszkają razem, ale perspektywa rychłego ślubu kościelnego jakoś stopowała jego zapał do zamieszkania razem. Roksana coraz częściej widziała jego wybuchy agresji.

Mama wielokrotnie prosiła, błagała, sugerowała żeby zakończyła ten związek, – ale Roksana uparcie brnęła dalej. Młodość to jednak jest czasami straszna. Głupota, głupota i jeszcze raz głupota. Na złość, komu to wszystko? Tylko sobie!

Nadszedł dzień ślubu kościelnego. Jakże upragniony w życiu każdej młodej dziewczyny. Suknia kupiona, można powiedzieć, od strzału. Wyglądała w niej jak księżniczka z bajki. Fryzjerka zamówiona, sala przygotowana.

Kościół, przysięga na wieczną miłość, a potem zabawa. Przeniesienie przez próg, toast i pierwszy taniec. I tutaj zaczyna się koszmar Roksany :-(  (a ona zamiast przerwać tę farsę, robi dobrą minę do złej gry i udaje, że nadal wszystko jest w porządku). Przecież wszystko zaszło za daleko. Teraz przyznać się do błędu?? Nie, nie mogę, nie potrafię- myślała. Nie chcę tego robić, wstyd i żal. Przecież co powie Rodzina, co powiedzą ludzie? Więc tańczą. A, że on nie przepadał za tańcem, że pewnie był zdenerwowany, że sami na środku, a wszyscy patrzą, szeptał jej do ucha: uśmiechaj się dziwko, tańcz, udawaj nadal, że wszystko jest w porządku! W tym momencie serce i żołądek Roksany podeszły do gardła. Jest w szoku! Ale uśmiecha się, nadal się uśmiecha. Już chyba bardziej z żalu nad sobą, na pewno nie ze szczęścia, które ją spotkało. Tak, więc, dzień ślubu, który miał zapoczątkować cudowne wspólne życie, zamienił się w koszmar. W koszmar, którego nie chciała, ale nie potrafiła przerwać! :-(

Roksana jakoś przetrwała te 2 dni na sali, wtedy takie huczne były wesela. Było oczywiście więcej wybuchów złości nie tylko w stosunku do Roksany, ale i również w stosunku do jej mamy, która zdała sobie sprawę, że jej córka będzie przechodziła piekło w tym związku. Serce jej pękało z bólu, że nie potrafiła temu zapobiec.

Po ślubie zamieszkali z rodzicami Roberta. Na szczęście, albo i nie, rodzice szybko przenieśli się do nowo wybudowanego domu. Młodzi zostali sami.

Roksana pracowała w miejscowości oddalonej o 30 km od miejsca zamieszkania. Kiedy Robert miał lepszy dzień, to pozwalał jej jechać autem. On pracował na miejscu, więc auto nie było mu potrzebne. Jak nie miała zgody, to musiała rano z wywieszonym ozorem lecieć przez pół miasta na autobus. A po pracy różnie, albo udało się zdążyć od razu na autobus jadący na miejsce albo niestety bywało często tak, że musiała jechać z przesiadkami. Wracała wtedy późno do domu.  I był oczywiście problem, bo nie ma żony, nie ma obiadu.

I tak Roksana trwała w tym toksycznym związku. Przed całym światem udawała, jaką tworzą szczęśliwą parę.

Bardzo chciała mieć dziecko. Miała nadzieję, że to coś zmieni, że będzie lepiej. Niestety Robert nie chciał, zamierzał czerpać z życia jak najwięcej.

Nigdy nie uderzył Roksany, ale znęcał się nad nią psychicznie :-(  to było coś okropnego. Była strzępkiem nerwów, a przed rodziną grała, że wszystko jest OK.! A on krzyczał, wyzywał, rzucał, czym się da i gdzie się da.

Wychodził z kolegą na piwo (nie upijał się) i wtedy zamykał Roksanę w domu, zabierał klucze oraz telefon. Roksana wytrwała tak rok. Wiele by można opisywać, co się działo w między czasie, ile usłyszała wyzwisk i epitetów pod swoim adresem.

Po roku coś w niej pękło :-(  Nie wytrzymała i opowiedziała wszystko mamie. Postanowiła odejść od Roberta i tu miała poparcie całej rodziny.  Spakowała większość swoich rzeczy i wróciła do rodzinnego domu

Ale żeby to było takie proste. Niestety nie jest.

Robert kupił złoty pierścionek i przyjechał z przeprosinami. Przepraszał na kolanach, skamlał jak pies, płakał. Roksana chciała uwierzyć, że się zmieni, bo mimo wszystko, kochała go.

Wybaczyła. Początek był obiecujący, ale szybko wróciła codzienność i szara rzeczywistość. Robert zapomniał o obietnicach. Z życia czynił piekło.

Roksana nie porzuciła myśli o dziecku. Miała nadzieję, że dziecko odmieni Roberta. I w końcu udaje się :lol: jest w ciąży. Szczęśliwa, teraz marzy, żeby wszystko było w porządku, żeby dzidzia rosła i urodziła się zdrowa.

Robert ma raz lepsze, raz gorsze okresy. W tych złych, mówi Roksanie, że jest dziwką i że to pewnie nie jego dziecko.

Na którymś badaniu USG okazuje się, że będzie DZIEWCZYNKA, z czego Roksana bardzo się ucieszyła. Marzyła o córeczce :lol:  9 miesięcy, niełatwych dla Roksany, mija w miarę szybko.

Pewnej mroźnej styczniowej nocy przychodzi na świat upragniona córeczka Agatka. Roksana jest najszczęśliwszą matką na świecie.

Po powrocie do domu zaczyna się codzienność. Szara, okrutna, ale Roksana ma Agatkę i jest jej dobrze. Agatka urodziła się bardzo zestresowana. Dużo płacze, w nocy nie śpi. Robert nie pomaga, przecież chciałaś dziecko, to masz!- wykrzykuje wściekły. Najgorsze są noce, płacz się niesie, a Agatka budzi się co 2 godziny.

Ale na szczęście czas szybko mija. Raz jest lepiej, raz gorzej. Kłótnie i napięte sytuacje nie zniknęły. Roksana zamyka się w pokoju z Agatką i tam przesiadują, gdy Robert się złości i wyzywa.

Nadszedł czerwiec. Robert zrobił się spokojniejszy, wyciszony. Roksana czekała, kiedy znowu wybuchnie.

Pod koniec czerwca odwiedzili rodziców Roksany. Zostali na noc. Rano Robert zrobił Roksanie awanturę. Okropnie się wściekał, krzyczał na cały dom, po czym spakował swoje rzeczy i oznajmił, że jedzie do swoich rodziców. Roksana wybiegła za nim, pytając, kiedy po nie przyjedzie. W odpowiedzi usłyszała: NIGDY!  Jeszcze przez okno zobaczyła, jak wsiada do auta i odjeżdża. To był ostatni raz, kiedy widziała go żywego!

W nocy Roksana miała koszmary. Śniło jej się, że Robert powiesił się w garażu. Straszne to było. Przebudziła się, drżąc na całym ciele. I wtedy zadzwonił telefon. Środek nocy. Telefon odebrała mama. Nie musiała nic mówić.  Dla Roksany wszystko było jasne.

Robert nie żyje.

I tak po 2 latach jakże burzliwego życia została sama z maleńką córeczką. SZOK! Mając 24 lata została wdową. Cieszyła się, że ma Agatkę, która była dla niej wszystkim.Nie żeby cieszyła się ze śmierci męża, ale poczuła ulgę. Mogła spokojnie odetchnąć pełną piersią. Znowu poczuła, że żyje!

 

7 lut 2014

Z życia wzięte - ten chłopak jest za duży

Któregoś wieczora  siedmioletnia wnuczka, która spędzała u babci ferie zimowe, zerkając przez okno, widząc, że jest ciemno, zapytała;


- Babciu, chyba już jest późno, a cioci  jeszcze nie ma. Która jest godzina?


- 20: 00


-To nie powinna być już w domu? Ile ona ma lat?


- 19- odpowiedziała babcia z lekkim uśmieszkiem- wyszła na spacer z kolegą.


- A ile lat ma ten kolega?- dalej wypytywała wnuczka.


- 28


 Kręcąc główką, łapiąc się pod boki , powiedziała - babciu, to my musimy coś zrobić. Ten chłopak jest za duży dla cioci.


- Tak mówisz? No to co zrobimy?- zapytała babcia, śmiejąc się w duchu.


- Coś musimy wykombinować. Tak nie może być. Jak Ty babciu nie wiesz, co zrobić, to ja idę pogadać z dziadkiem!


 

6 lut 2014

Transakcja nie może zostać zrealizowana z powodu braku środków

Już od dłuższego czasu powtarzałam mojemu najmłodszemu dziecięciu, które studiuje i mieszka poza domem, by założyło sobie konto w banku. Przecież może się zdarzyć, że zostanie bez grosza przy duszy, bo kupi jakąś potrzebną książkę, zeszyt czy lekarstwo. Wiemy, jakie to wszystko drogie. A miałoby to dziecię konto, to pieniążki mogę przelać w każdej chwili. Nalegałam, to w końcu w grudniu, przed świętami, założyło. Starsza córka z zięciem polecili bank, w którym mają swoje rachunki. Tam pojechali. Wrócili bardzo zadowoleni, bo załapali się na jakąś ciekawą promocję. Zięć i dziecię dostanie premię, jeśli do końca miesiąca stycznia, zostanie wykonana jedna transakcja kartą płatniczą, za kwotę, co najmniej 200, - zł. Dlaczego nie skorzystać, pomyślałam? I tak trzeba zrobić zakupy.  Zaraz wprowadziłam dane do moich płatności, przelałam pieniążki.

Czas szybko płynie. Zbliżał się termin końca promocji bankowej. Chcąc nie chcąc, trzeba było pojechać na te zakupy. Wybraliśmy się na nie we trójkę, tzn. mąż, dziecię i ja. Konto zasilone, więc można poszaleć.

Każdy z naszej trójki ładował to, co lubi. Szybko zapełniliśmy nasz wózek.

Kasjerka podliczyła nas ekspresowo. Okazało się, że przeholowaliśmy z tymi zakupami i to dosyć mocno, ale ja się tym nie przejmowałam, bo wiedziałam, jaką kwotą zasiliłam konto. Nie była to mała kwota.

Dziecię wprowadzało PIN. Jakież było nasze zdziwienie, gdy się okazało, że transakcja nie może być zrealizowana. Może zły PIN, łudziłam się. Powtórzyliśmy operację. Bezskutecznie. I co teraz? Nikt z naszej trójki nie miał przy sobie gotówki.

- Dlatego nie uznaję żadnych kart płatniczych, denerwował się mąż.

-  Karty są dobre, próbowałam tłumaczyć………. chyba nadaremnie.

No i co? Wózek z zakupami odjechał na bok, a my do domu po kasę. Po powrocie nie obyło się bez ponownego wykładania i pakowania towaru. Wszyscy mieliśmy tego dosyć, bo do wózka pakuje się fajnie, ale to wykładanie i pakowanie? Szkoda gadać!

Dlaczego transakcja nie mogła być zrealizowana?- zastanawiało nas to.

- Ja niczego nie płaciłam kartą- tłumaczyło się moje dziecię.- Wszystkie pieniądze powinny być na koncie.

- To, jaka jest przyczyna?- drążyłam temat.

- Mamuś, a przelałaś pieniądze na dobre konto?- wypaliło dziecię. Bo wiesz, ja mam dwa konta: jedno oszczędnościowe, a drugie na bieżące wydatki.

- Teraz mi to mówisz? Wpisałam to z pierwszej strony umowy. Zobaczyłam konto, to dalej nie czytałam, bo i po co? Przecież to nie moja umowa.

-  A to właśnie numer konta oszczędnościowego widniał na pierwszej stronie- oznajmiło dziecię.

Mogło mi powiedzieć ta moje dziecię, że ma dwa konta, czyż nie? 

Ciekawe czy też mieliście taką przygodę w sklepie,że trzeba było zostawić zakupy i pędzić po gotówkę?

 

 

4 lut 2014

Przepis na pyszny tort orzechowy

Z czasów dzieciństwa przypomniał mi się smak tortu orzechowego, który niezmiennie był tortem urodzinowym mojej babci.  Kiedy zjadłam go po raz pierwszy, wiedziałam, że często będzie królował na mym stole. Mniam, mniam, pychota.

Poniżej przepis: 
Składniki: 

 

CIASTO


- 25 dkg mielonych orzechów włoskich


- 8 jaj


- 1 cytryna


- 25 dkg cukru pudru


- cukier waniliowy


- 3 łyżki bułki tartej


 

 Sposób przygotowania ciasta:


Żółtka ucieramy z cukrem pudrem na pulchną masę. W trakcie ucierania dodajemy sok z cytryny i cukier waniliowy. Utarte żółtka delikatnie mieszamy z pianą z ubitych białek. Później dodajemy orzechy i bułkę tartą, delikatnie mieszając. Gotowe ciasto wlewamy do tortownicy. Dno tortownicy wyłożyć papierem do pieczenia. Piec około 40 min. w temperaturze 180 stopni.


 


MASA


- 1, 5 kostki masła


- 4 jajka


- 20 dkg cukru


- kakao do smaku 


 

Sposób przygotowania masy.


Jajka z cukrem ubić na parze. Ostudzić. Dodawać do utartego masła. Na końcu dodać kakao. Wszystko dokładnie wymieszać. 


Tort przekroić na 3 równe części. Przełożyć masą. Górę tortu można ozdobić orzechami.

2 lut 2014

Smutny bałwanek

 Stoi bałwanek pod oknem


jęczy i głośno płacze


proszę niech mi ktoś pomoże


mój chory brzuszek  opatrzy


 


słonko bardzo mocno grzeje


ach jeje jeje ach jeje


jest mi duszno gorąco


nie wiem co się ze mną dzieje


 


mokry się robię cały


jakaś woda ze mnie spływa


ach jeje jeje ach jeje


ja topię się chyba



  jestem coraz mniejszy chudszy


bardzo dziwnie się czuję


mój wielki brzuszek maleje


a przecież  diety nie stosuję


 


zawieźcie mnie na pogotowie


może tam coś poradzą


dokładnie przebadają


lekarstwo  jakieś podadzą


 


ktoś pogotowie wezwał


karetka przyjechała


chorego przestraszonego


do szpitala zabrała                          


  


doktor bada bałwanka


przecząco głową kręci


ja tu nic nie pomogę


mimo najszczerszych chęci


 


radę ci dam- jedź na wczasy


gdzie wieczne mrozy panują


tam takie małe śniegowe


bałwanki wiecznie królują


 

1 lut 2014

Babciu jak Ty z nami wytrzymujesz?

Babcie to dobry wynalazek, bez którego trudno się obyć, zwłaszcza, gdy ma się małe dzieci i pracuje zawodowo. W tym roku jak w poprzednich latach, podczas ferii zimowych do babci Malwinki do „żabiego domu” przyjechały wnuki.

 

-Babciu jak Ty z nami wytrzymujesz?- zapytała któregoś dnia siedmioletnia Amelka, która wraz z innymi wnukami wypoczywała u babci - mi już uszy puchną od tego hałasu, a Tobie nie?

- No też mi puchną, ale co zrobić? Przecież nie zabronię wam się odzywać. A w szkole macie ciszej? – zainteresowała się babcia.

- Oczywiście. W czasie lekcji wszyscy siedzimy w ławeczkach i słuchamy, co pani do nas mówi.

- No tak na lekcji, ale na przerwie na pewno jest hałas- stwierdziła babcia- a my tutaj mamy cały czas jakby przerwę.

- Dam wam karteczki, kredki i będziecie rysować. To będzie lekcja plastyki- może będzie troszkę ciszej- zaproponowała babcia, a ja w tym czasie nasmażę naleśników.

-Hura! – zawołały ucieszone dzieciaki, które zamówiły naleśniki poprzedniego dnia.

I tak, co dzień od rana do wieczora gry, zabawy, hałas na całego. W końcu ósemka dzieciaków potrafi narobić hałasu, że ha, ha.

 

W takim rozgardiaszu babci Malwince szybko przeleciały te dwa tygodnie ferii zimowych, podczas, których opiekowała się swoimi wnukami. Teraz delektuje się ciszą.

                                                      *

 

Kto się zaopiekuje wnukami, kiedy kobiety będą pracowały do 67 roku swego życia?